Z jakiegoś nie do końca jasnego dla mnie powodu, spośród przeszło 70-ciu blogowych opowieści jakie spisałam w ciągu minionych 24 miesięcy, najpopularniejszym wpisem okazał się ten o najstarszym pubie w Londynie (możecie o nim przeczytać tutaj).
Choć próbowałam iść tym „pubowym” tropem opisując między innymi najstarszy pub nad Tamizą (tutaj), najmniejszy pub w Londynie (tutaj) czy jedyny pub zlokalizowany na stacji metra (tutaj), to jednak żadna z tych historii nie powtórzyła już wspomnianego sukcesu. Nie pozostaje mi zatem nic innego jak znowu napisać o najstarszym pubie – tym razem w Anglii.
Jednak, podobnie jak w przypadku najbardziej leciwego pubu w Londynie, sprawa udowodnienia rzeczywistego wieku nie jest taka prosta. Trudno bowiem rozstrzygnąć, który z lokali pretendujących do tego zaszczytnego miana faktycznie może poszczycić się tytułem „najstarszego pubu” (także dlatego, że Wielki Pożar z 1666 roku mocno tu namieszał, a nawet nadpalił czy też doszczętnie spalił szanse niektórych piwnych przybytków z Londynu).
Pierwszy kandydat do tytułu - na "spalonym"
Nie inaczej jest w przypadku najstarszego pubu w Anglii. W tej kategorii, spośród 20 kandydatów do tytułu, co najmniej trójka zacięcie walczy o palmę pierwszeństwa. Właściwie jeden z nich: „Ye Olde Fighting Cocks” z St. Albans (jego nazwa nawiązuje do odbywających się tu niegdyś walk kogutów) już tę konkurencję przegrał i to nawet dwukrotnie.
Po raz pierwszy – w roku 2000, kiedy to został wycofany z księgi rekordów Guinnessa, (w której do tego czasu figurował jako najstarszy angielski pub założony w roku 793), tymczasem stało się jasne, że jego wieku ani sposobu użytkowania nie da się udowodnić. Po raz drugi przegrał w czasie pandemii, kiedy jego właściciele zmuszeni byli zamknąć lokal nie widząc szans na przetrwanie (uwaga: nowi postawili pub na „kurze” nogi, dzięki czemu wciąż jeszcze „zipie”).
Leciwy pub z krucjatą w tle
Drugi „najstarszy” angielski pub mieści się w Nottingham i na swoją obronę ma zacną nazwę „Ye Olde Trip To Jerusalem”. Napis na jednej z jego ścian głosi, że powstał on w 1189 roku i zgodnie z miejscową legendą (i nazwą) gościł spragnionych rycerzy króla Ryszarda I, którzy w ramach krucjaty do Ziemi Świętej zatrzymywali się tu, by zwilżyć usta pintem zacnego piwa. Jednak znów, ciężko o niezbite dowody w tej sprawie i jedyne co można potwierdzić to fakt, że główny budynek wzniesiony na wcześniejszych fundamentach liczy sobie ok. 300 lat.
Jednak ja zaproszę Was do trzeciego z pubów, który walczy o tytuł najstarszego w Anglii. Jego kreatywni właściciele, postanowili „rozwiać” wszelkie wątpliwości dotyczące datowania, posługując się najnowszymi środkami wyrazu. Zatytułowali nazwę internetowej witryny tego lokalu „theoldestpub.com”, a zatem jeśli ktoś będzie w ten sposób szukał w Internecie najstarszego angielskiego pubu to ten z Beaconsfield z pewnością błyskawicznie „udowodni” swe prawa do tytułu.
Choć mieści się on w Forty Green, niedaleko Londynu, w hrabstwie Buckinghamshire, w pobliżu jednej z najbardziej zasobnych miejscowości zwanej Beaconsfield, to nie tak łatwo doń trafić. O ile w czasach swojej największej prosperity znajdował się przy jednym z głównych szlaków handlowych, to obecnie droga do niego wiedzie przez malowniczy tunel spleciony z koron drzew okalających wąską polną ścieżkę. A zatem, by tu dotrzeć trzeba mieć samochód.
Gospoda pod królewskim sztandarem
Pub nosi dumną nazwę „The Royal Standard of England” co należy tłumaczyć jako „królewski sztandar Anglii”, czyli heraldyczną, wąską, długą, zwężającą się flagę zakończoną jaskółczym ogonem, używaną przez angielskich monarchów, szczególnie w okresie średniowiecza. Wspomniany pub zyskał tę zaszczytną nazwę od roku 1663, kiedy to nadał mu ją król Karol II.
Należy podkreślić, że w tym czasie był to jedyny zajazd w kraju mający przywilej posiadania takiego „sztandarowego” pełnego tytułu. Jak głosi tradycja, monarcha zrobił to w uznaniu lojalności i wsparcia udzielonego przez właścicieli piwnego zajazdu rojalistom oraz swojemu straconemu ojcu. Mniej oficjalna legenda głosi, że ów kochliwy król czuł się do tego zobowiązany w zamian za możliwość spotkania się ze swoimi kochankami w pokojach nad zajazdem!
Jednak w swych początkach piwny przybytek zwał się inaczej. Pierwsza wzmianka o zajeździe, pierwotnie znanym jako „Se Scip” (Statek), pojawiła się w 1213 roku, choć jest niemal pewne, że wcześniej w tym miejscu istniała już piwiarnia. Tradycję warzenia piwa przynieśli ze sobą na te tereny jego wielcy miłośnicy – Sasi, którzy podobnie jak inne germańskie plemiona z Europy Północnej (Anglowie i Jutowie) odbili te ziemie rzymsko-celtyckim osadnikom, wkrótce po upadku rzymskiego panowania.
Trzeba również pamiętać, że od piątego wieku, aż do wieku dziewiętnastego, piwo było w Anglii najbezpieczniejszym płynem do zaspokojenia pragnienia (w każdym razie bezpieczniejszym niż woda, bo poddanym procesom, które likwidowały większość zarazków), zatem piwiarnia przez wszystkie te wieki była pewnym biznesem, przynoszącym stały profit.
Pubowy interes kwitł także dlatego, że choć obecnie zajazd nie znajduje się przy głównej arterii komunikacyjnej, to niegdyś mieścił się przy ważnym szlaku handlowym służącym do transportu cegieł i płytek ceramicznych. Ich produkcję zapoczątkowali jeszcze Rzymianie, a miejscowe kafle cieszyły się takim uznaniem, że zdobią do dziś ściany zamku Windsor i Pałacu Westminsterskiego.
Wspomnianą trasą biegły także drogi poganiaczy bydła, które było przewożone na rynki w Beaconsfield i High Wycombe, a miejscowa piwiarnia zapewniała studnie do pojenia jucznych zwierząt oraz piwo dla woźniców. Z kolei w czasach średniowiecza zajazd „Se Scip” dawał gościnę uczestnikom polowań na jelenie w Knotty Green i Penn.
Choć piwny Statek przyjmował na swój „pokład” wielu podróżnych to już sama okolica nie była im szczególnie przyjazna. Do tego stopnia, że w roku 1304 (za panowania Edwarda I) wydano dekret nakazujący przycięcie wszystkich zarośli w promieniu 200 jardów po obu stronach drogi, aby zapobiec zasadzkom.
Jednak odważni klienci piwiarni wciąż doceniali fakt, że ich hulanki odbywały się z dala od wścibskich oczu miejscowych urzędników. Wieść niesie, że w 1485 roku grupa roztańczonych amatorów piwa zorganizowała w tutejszym pubie triumfalny taniec, aby uczcić Henryka Tudora, który został królem po słynnej Wojnie Dwóch Róż.
Pod koniec XVII w. piwiarnia rozrosła się, ze skromnego pensjonatu zamieniając się w zajazd. Ten mógł oferować oddzielne pokoje zamiast wspólnej części sypialnej. Jednak plany prosperity The Scip In pokrzyżowała wojna secesyjna, która zakłóciła handel bydłem, ponieważ obszary wokół Beaconsfield i Penn były stale kontrolowane przez obie strony konfliktu. W trakcie działań wojennych zajazd służył jako miejsce zbiórek rojalistów lorda Westwortha (przed bitwą pod Wycombe Rye w 1642 r). Według lokalnej legendy książę Karol (późniejszy król Karol II) ukrywał się w Priest Hole na dachu zajazdu.
Kolejna wzmianka o najstarszym pubie w Anglii pochodzi z roku 1643, kiedy to żołnierze Roundhead (zwolennicy parlamentu walczący z rojalistami w czasie wojny domowej) rozstrzelali kilkunastu irlandzkich kawalerów konfederatów, a ich głowy zatknęli na pikach przed zajazdem. Wśród straceńców był ponoć 12-letni dobosz, którego werbel, według niektórych, do dziś słychać czasami na tutejszym parkingu!
W późniejszych latach kolejni właściciele zajazdu pomagali miejscowym rozbójnikom, wskazując rabusiom, których podróżnych warto złupić. Jednak w połowie XVIII-go wieku lokal podupadł, głównie z powodu przeniesienia manufaktur produkujących cegły i kafelki gdzie indziej.
Losy pubu odżyły wraz z wybudowaniem na początku XX-go wieku kolei, która umożliwiła nielegalne zaopatrywanie kolejarzy w mocne wiejskie piwo znane jako „Owd Roger”. Piwo powstało według starej receptury warzonej w czasach wiktoriańskich i ostatecznie zostało sprzedane do browaru Marston’s w Burton. Do niedawna Royal Standard słynął ze sprzedaży tego piwa o mocy przekraczającej 7%. Niestety ku mojemu rozczarowaniu już słynąć przestał.
Od lat 60. XX-go w. Królewski Sztandar Anglii przeszedł poważne zmiany. Oryginalnym barem był niegdyś Candle Room, do którego prowadziły boczne drzwi sąsiadujące z obecnym wejściem. Pozostałe części budynku, po obu stronach baru, służyły jako pomieszczenia magazynowe, ale w ciągu ostatnich 50 lat były one stopniowo otwierane w celu rozbudowy zaplecza restauracyjnego.
Pomimo tych przeobrażeń w ciemnych, nieco mrocznych pomieszczeniach wciąż można odnaleźć wiele oryginalnych elementów z wyposażenia dawnego zajazdu, uzupełnionych o całą masę detali, które pojawiały się tu przez kolejne stulecia. Całość jest więc osobliwą eklektyczną mieszanką stylów i epok, która podkreśla tajemniczy i wiekowy charakter lokalu mieniącego się najstarszym pubem Anglii.
Miejscowi klienci przekonują, że od czasu do czasu, szczególnie znad kolejnego kufla piwa można tu dostrzec cień męskiej postaci przechodzącej przez bar i znikającej za ścianą, obok starego kominka. Być może jest to duch jednego ze straconych wojaków albo nieznanego podróżnego, który miał mniej szczęścia i został zmiażdżony przed zajazdem przez pędzący powóz!
Muszę przyznać, że wiekowa wydaje się być także oferta kulinarna i to nie tylko za sprawą wykorzystywanych tu starych receptur. Zupa cebulowa, której dane mi było próbować smakowała jakby przyrządzono ją, jeśli nie przed wiekami, to na pewno „wieki temu”. Podobnie prezentował się typowy pubowy przysmak, czyli fish and chips, smażony na oleju, który sądząc po zapachu przeszedł już niejedną krucjatę w miejscowej kuchni.
Jednak te niewątpliwie zauważalne niedogodności nie kładą się cieniem na renomie i marce sztandarowego pubu w Anglii. Wciąż jest on niezwykle popularny, zarówno wśród mieszkańców, jak i gości z całego świata licznie zjeżdżających doń przez cały rok.
A swoją sławę piwny wiekowy lokal monetyzuje dodatkowo udostępniając wnętrza produkcjom filmowym. Kręcono tu między innymi: „Teorię wszystkiego”, „Endeavour” i „Morderstwo w środku lata”.
Być może ze względu na ostatni z wymienionych tytułów wizytę w tym przybytku zaplanowałam w sezonie zimowym, choć w okolicy pojawiam się regularnie.