Ten blog powstał pewnie bardziej dla mnie niż dla Was – jego ewentualnych odbiorców, bo zrodził się z nabrzmiałej potrzeby przetrawienia wszystkiego tego, co przez ostatnie lata mieszkania w Londynie, zobaczyłam, usłyszałam, zwiedziłam, odkryłam, przeżyłam i wydalenia „wszystkiego tego przetrawionego” w formie pisanej.

Zwariowana i nieturystyczna podróż po Londynie
Jednym słowem trafiliście do miejsca, w którym Londyn będzie mi się ulewał. A skoro już o ulewach wspomniałam to i z nimi, w kontekście typowej londyńskiej pogody, przyjdzie mi się rozprawić, ale to przy innej okazji… tymczasem teraz mogę Wam, i sobie, obiecać wspólną podróż przez ulice, place, parki, skwery, puby, kanały, mosty, galerie i muzea… jednak nie liczcie proszę na klasyczną wersję przewodnika po stolicy Wielkiej Brytanii, bo będzie to raczej rodzaj pamiętnika pisanego spontanicznie, subiektywnie, często „od czapy” i obawiam się, że nie zawsze regularnie, biorąc pod uwagę fakt, że w tej nieustannej walce, którą wewnątrz mnie toczą próżność z lenistwem, lenistwo zwykle wygrywa…

Londyn opowiadany na nowo przez moich znajomych i przyjaciół
Na pewno jednak Ci, którzy tu zajrzą i zostaną ze mną na dłużej będą mieli okazję poznać Londyn i jego okolice inaczej niż turyści. Nawet jeśli trafimy na turystyczne szlaki to oprowadzę Was po nich tak jak lubię, czyli pokazując to, co niekoniecznie znane, a raczej nieoczywiste i wiadome tylko wybranym. Wybierzemy się razem do miejsc, które sama odkryłam, albo pokazali mi je mądrzejsi i bardziej niż ja zorientowani w tym mieście.

Nieoczywiste skojarzenia i fakty, których dotąd nie poznaliście, czyli Londyn okiem pana D.
A dla tych co doczytali do tego momentu jest i dobra wiadomość: możecie tu liczyć nie tylko na opowieści dziwnej treści blondynki o bardzo małym rozumku, boooo uwaga! Drugim powodem, dla którego zdecydowałam się zacząć ten pisarski maraton jest obietnica pana D., który dzięki swojemu przenikliwemu spojrzeniu, zawsze trochę z boku i zawsze nieoczywistemu, będzie mi podpowiadał o czym mam Wam napisać. Będzie więc wyszukiwał, tropił, skojarzał ze sobą różne fragmenty miasta i jego historii. Tak obiecał i jeśli słowa nie dotrzyma to, będzie biedny… i Wy niestety także!

Jeśli ten post albo mój blog spodobał Ci się na tyle, żeby postawić mi symboliczną angielską herbatkę albo kieliszek prosecco, (które piję jak herbatkę), to wystarczy, że klikniesz przycisk poniżej.
Dziękuję i obiecuję, że wzniosę toast za Twoje zdrowie (także herbatką, jak będzie trzeba)!