Moje posty mają to do siebie, że czasami przemijają z wiatrem już na etapie powstawania. Tak było i tym razem, kiedy to spisałam bardzo aktualną muzyczną opowieść, wiodącą londyńskimi śladami pewnej kultowej kapeli, a tymczasem pomyślne albo niepomyślne wiatry pchnęły mnie, w sobotni wieczór, w stronę Tamizy do pewnego tajemniczego pubu. I z miejsca zmienił się kierunek wiatru, obrałam więc nowy kurs na najbliższą opowieść – spisując historię o Mayflower.
Ci z Was, którzy kojarzą tę nazwę z pewnym pionierskim statkiem, który na początku 17-go wieku wypłynął z Londynu do Ameryki, z angielskimi pielgrzymami na pokładzie poszukującymi wolności religijnej, mają rację – to jak najbardziej właściwy trop. Ten jeden z najwcześniejszych statków kolonialnych stał się ikoną kultury w historii Stanów Zjednoczonych. Zatem nic dziwnego, że doczekał się pubu, i to w miejscu, z którego pierwotnie wypłynął w swą dziewiczą podróż.
O dzielnym kapitanie żeglującym ku wolności
Był rok 1620, lipiec. Kapitan Christopher Jones i jego załoga załadowali na pokład Mayflower około 65 pasażerów z Rotherhithe i popłynęli do Southampton, gotowi na epicką podróż transatlantycką, która miała rozpocząć się 5 sierpnia. Według planów miał im towarzyszyć drugi statek, Speedwell, ale na skutek jego problemów najpierw cała podróż opóźniła się o miesiąc, a w końcu Speedwell wycofał się z przedsięwzięcia. Jego pasażerowie zostali przeniesieni na Mayflower, który przepełniony, bo przewożący 102 pasażerów (i prawdopodobnie dwa psy) w końcu wyruszył 16 września 1620 roku w 66-dniową podróż, w środku sezonu sztormów na Atlantyku. Panujące na oceanie wichury rozerwały belki statku i mocno nadwyrężyły całą jego konstrukcję.
Kiedy załodze udało się opanować szkody musieli się zmierzyć z chorobami, które zdziesiątkowały pasażerów. Mayflower przybył do zatoki Cape Cod 11 listopada 1620 roku. Podczas samego rejsu, a także zimą zginęło ponad 40 pasażerów i połowa załogi, w tym strzelec, bosman, kucharz i trzech lub czterech kwatermistrzów. Nie jest jasne, na co zmarli: mogła to być ospa, leptospira, szkorbut albo wszystkie te razem.
Przybywając do Ameryki, nie w październiku (jak zakładał pierwotny plan) a w listopadzie, przybysze z Anglii musieli przetrwać surową zimę, zupełnie do tego nieprzygotowani. Gdyby nie pomoc miejscowej ludności tubylczej, która nauczyła ich zbierania żywności i innych umiejętności przetrwania, wszyscy koloniści mogliby zginąć. W następnym roku 53 ocalałych świętowało pierwsze jesienne żniwa w nowo założonej kolonii Plymouth wraz z 90 rdzennymi Amerykanami, co wieki później zostało uznane za pierwsze amerykańskie Święto Dziękczynienia.
Tymczasem, pozbawiony pielgrzymów Mayflower powrócił do Londynu, docierając do macierzystego portu Rotherhithe 6 maja 1621 r. Dzielny kapitan Jones zmarł niecały rok później i został pochowany w kościele Mariackim w Rotherhithe (naprzeciwko pubu The Mayflower), w pobliżu miejsca zacumowania statku, który po tej wyniszczającej podróży skończył swój żywot w odmętach Tamizy. Tyle o statku i jego epickim rejsie. Czas teraz na opowieść o pubie przemianowanym na jego cześć.
Ukryty skarb dzielnicy Rotherhite
Malownicza biała fasada niewielkiego budynku, przycupniętego przy brukowanej Rotherhithe Street, wygląda na naprawdę wiekową. Swymi skromnymi rozmiarami sugeruje, że to jeden z tych przykładów dawnej architektury Londynu, którego niewielki metraż nijak się ma do dzisiejszych standardów. Wąski dwukondygnacyjny domek z małym okienkiem na poddaszu nie zapowiada obszernego wnętrza.
Jednak, gdy już się wejdzie do środka można się nieźle zdziwić, bo pub The Mayflower ciągnie się w głąb Tamizy oferując swoim gościom dwie sale, w tym jedną naprawdę słusznych rozmiarów. To pokrzepiająca informacja dla wszystkich ciekawskich, którzy chcąc zobaczyć ten uroczy stary pub z romantyczną historią, widząc zdjęcie jego wąskiej fasady, obawiają się, że w sobotni wieczór nie uda im się znaleźć w nim miejsca. Okazuję się, że jest go całkiem sporo także przed pubem, w korytarzu prowadzącym do wejścia i na rozległym drewnianym tarasie.
To jeden z tych staroświeckich pubów idealnych na spędzenie nastrojowego wieczoru. Na jego tyłach można podobno dostrzec oryginalne miejsce cumowania statku Ojców Pielgrzymów z 1620 r. (miejscowa plotka głosi, że kapitan Christopher Jones sprytnie zacumował tutaj, aby uniknąć płacenia podatków w dalszej części rzeki). W jeden z chłodnych wieczorów można także ogrzać się przy kominku i jedząc kolację przy świecach wyobrażać sobie, kto mógł siedzieć w tym samym wnętrzu 400 lat temu!
Trudno także zapomnieć, o bliskich powiązaniach pubu z żeglugą i historią dziewiczego rejsu do Ameryki. Zadbali o to właściciele tego miejsca, umieszczając wszędzie stosowne tropy. Już od progu wita przybyłych oprawiony w ramy obraz z podobizną statku Mayflower umieszczony nad barem. Obok niego piętrzą się wersje mniejszych i większych modeli żaglowców, poprzetykane najrozmaitszymi marynistycznymi motywami.
Pub z Tamizą pod podłogą
Skojarzeń z pokładem statku dostarcza rozległy drewniany taras z imponującym widokiem na Tamizę. Jest zawieszony nad rzeką tak, że siedząc przy jednym ze stolików można dostrzec jej fale pomiędzy szparami szerokich podłogowych desek.
Niektórzy datują ten budynek na 1550 rok. To naprawdę dość odległa historia. Wystarczy sobie tylko wyobrazić, że w tym czasie w Polsce włada król Zygmunt II August, jest to rok koronacji Barbary Radziwiłłówny, a w Anglii trwają regencyjne rządy małoletniego króla Edwarda VI.
Ten z całą pewnością wiekowy lokal szczyci się mianem „najstarszego pubu nad Tamizą”. Czy tak jest w istocie, mogą rozsądzić jedynie historycy. Tymczasem niemal pewne jest, że to właśnie w tych okolicach statek Mayflower rozpoczął w 1620 roku – przez Southampton – swoją podróż ku wschodnim wybrzeżom Ameryki Północnej, przewożąc na pokładzie „Ojców Pielgrzymów”, których uważa się za „założycieli” Stanów Zjednoczonych.
Nic więc dziwnego, że pub ten może być szczególnie bliski amerykańskim turystom, którzy będąc w Londynie chcą na własne oczy zobaczyć to miejsce. O jego symbolicznym potencjale przypomniano sobie dopiero w 1957 roku, kiedy to zmieniono dotychczasową nazwę pubu (pod którą funkcjonował od 1790 roku) ze Spread Eagle i Crown na The Mayflower.
Jeśli prawdą jest, że niektóre elementy pierwotnego statku zostały włączone do konstrukcji budynku to nie można się dziwić przedsiębiorczemu właścicielowi, że zdecydował się związać wspólną nazwą swój lokal z legendarnym statkiem kapitana Christophera Jonesa. Tak czy inaczej, nie sposób nie zauważyć wiekowych elementów architektury i wystroju wnętrza, które czynią ten pub miejscem magicznym i uwiarygadniają jego długą historię.
A na koniec jeszcze jedna marynistyczno-filatelistyczna ciekawostka. Otóż w XIX wieku marynarze cumujący w Rotherhithe, mając chwilę wolnego czasu, mogli zamówić piwo, a do niego znaczek pocztowy w opisywanym tu lokalu, wtedy nazywanym The Spread Eagle. Okazuje się, że dzisiejszy The Mayflower pozostaje nadal jedynym pubem posiadającym licencję na sprzedaż znaczków pocztowych w USA i Wielkiej Brytanii – wystarczy zapytać w barze!
- Adres: 117 Rotherhithe Street, Rotherhithe, SE16 4NF
- Położenie: południowy brzeg Tamizy, w sąsiedztwie Muzeum Brunela
- Dojazd: linią Overground, stacja Rotherite (naziemna), stąd tylko trzy minuty do pubu
Jeśli ten post albo mój blog spodobał Ci się na tyle, żeby postawić mi symboliczną angielską herbatkę albo kieliszek prosecco, (które piję jak herbatkę), to wystarczy, że klikniesz przycisk poniżej.
Dziękuję i obiecuję, że wzniosę toast za Twoje zdrowie (także herbatką, jak będzie trzeba)!