BlondynkaNadTamiza
Menu
  • HOME
  • O BLOGU
  • SPACERUJE
  • ZWIEDZA
  • POLECA
  • PODRÓŻUJE
  • SMAKUJE
  • OSZCZĘDZA
  • ZAGLĄDA
  • ROZMAWIA
Menu

Spacer po West Hampstead z małą psychoanalizą w tle

Posted on 2023-04-132023-05-25 by Anna Kolczyńska

Na tę miejską wycieczkę na drugi kraniec Londynu szykowałam się od dawna, ale udało mi się ją zrealizować dopiero ostatnimi czasy. Celem mojej podróży miało być przede wszystkim zwiedzanie muzeum Zygmunta Freuda – słynnego ojca psychoanalizy. Jednak okazało się, że ten spacer, połączony ze zwiedzaniem, ma kilka warstw (zupełnie jak proces badawczy utytułowanego doktora), a jedną z nich jest uroda i zaskakująca aura okolicy, w której przed wieloma laty zamieszkiwał. Zresztą nie namieszkał się tu jakoś szczególnie długo, bo od jego przymusowej przeprowadzki do Londynu w 1938 roku, do wyprowadzki na tamten świat (również nieco przymuszonej), minął zaledwie rok. Przez ten czas uznany psychiatra zdołał jednak zgromadzić w swoim londyńskim domostwie niezliczoną ilość artefaktów, w tym wiele egipskich starożytności, co mnie, adeptkę archeologii, mocno zdumiało, bo byłam przekonana, że gromadził on głównie pacjentów. 

image00170
image00167
image00166
image00165
image00168
image00082
image00078
image00158
image00083
image00164
image00081
image00161
image00157
image00156

Ci z kolei musieli pochodzić z jakiś bardziej odległych zakątków Londynu, bowiem w bezpośredniej okolicy domu pana Freuda jest tak przeurodziwie i malowniczo, a posesje i otaczające je uliczki wyglądają niemal bajkowo, zatem jestem przekonana, że jego sąsiadom musiało się tu żyć jak w raju. A i teraz łatwo stąd do niego trafić, bo samochody suną po jezdni niemal bezgłośnie, dlatego gapiąc się w zachwycie, na któryś z bajkowych widoków można nie zauważyć cichej limuzyny i dostać nagłą podwózkę do samego nieba.

Wracając jednak do potencjalnych pacjentów słynnego psychiatry, których leczył on między innymi z nerwicy, to moim zdaniem, w tej okolicy trudno było jej się nabawić. Ponieważ większość tutejszej zabudowy pochodzi w przełomu XIX i XX wieku, ma się wrażenie, że od czasów zawodowej aktywności doktora nic się tu nie zmieniło, wciąż panuje iście przedwojenny klimat. Zresztą oceńcie to sami, a ja tymczasem powiodę Was pod drzwi urokliwego domu pod numerem 20-tym na Maresfield Gardens, który był ostatnim ziemskim adresem doktora Freuda (tutaj). Oczywiście jak zawsze przy okazji zwiedzania, warto mieć przy sobie kartę National Art Pass, która upoważnia do zniżek w wielu muzeach i galeriach Zjednoczonego Królestwa, a o której więcej wspominałam Wam tutaj. Dzięki niej wizyta w dawnym domu doktora kosztowała mnie 50 % ceny podstawowej, czyli tylko £7.  

otwarciowe
image00151
image00149
image00148
image00146
image00147

Austriacki sznyt domu dr Freuda

Zwiedzanie tej klimatycznej posiadłości zaczyna się od ogrodu, usytuowanego na tyłach, skąd turyści trafiają wprost do sklepiku, w którym unosi się duch słynnego psychiatry, a jego podobizny wyglądają z każdego zakamarka. Można tu nabyć pamiątkę związaną z postacią doktora, we wszystkich możliwych odmianach, decydując się na Freuda w wersji classic, czyli drukowanej, mosiężnego, zdrewniałego, skapcaniałego (i to dosłownie, bo w miejscowej ofercie znajduje się podobizna ojca psychoanalizy w formie kapci), czy nawet miękiszona, czyli w wersji pluszowej. Przy zakupie jednej z tych ostatnich propozycji warto pewnie zadać sobie nieodmiennie nurtujące świat pytanie: „ciekawe co by na to powiedział Freud?” Niezależnie jednak od tego co by powiedział, to jego dom bardzo wiele mówi o nim samym, dlatego polecam spędzić tu jakiś czas, snując się po pokojach.

image00143
image00085
image00133
image00140
image00138
image00137
image00136
image00135
image00134

Przygotowani na każdą turystyczną ewentualność organizatorzy proponują nawet kilka wersji zwiedzania, dostosowanych do czasu jaki zamierza się na to przeznaczyć. Można więc wybierać między 30-to minutową, godzinną czy półtoragodzinną opcją, a w każdej z nich wymienione i przewidziane są stosowne aktywności i atrakcje. Zresztą zaglądając na stronę muzeum wyraźnie widać, że zarządcy obiektu starali się zmonetyzować całą freudowską spuściznę, na wiele mniej i bardziej przemyślnych sposobów. Oprócz zwiedzania, program muzeum oferuje więc cały szereg kursów i sesji szkoleniowych o tematyce psychologicznej (tutaj).

image00131
image00132
image00098
image00130
image00090
image00097
image00104
image00103
image00110
image00114
image00113
image00112
image00102
image00092
image00115

Jednak głównym powodem, dla którego przekroczyłam progi tego domu jest najsłynniejsza na świecie kanapa – prekursorka kozetki psychoanalitycznej. Niezależnie od tego czy ma się za sobą seanse odbywane na kozetce czy też zna się temat jedynie z miliona scen książkowych i filmowych, to ów mebel w gabinecie Freuda niewątpliwie rozpala wyobraźnię, bo od niego wszystko się zaczęło.        

Historia pewnej kozetki

Słynna psychoanalityczna kanapa była prezentem od pacjentki, Madame Benvenisti, podarowanym około 1890 roku. Bogato zdobiona narzuta Qashqa’i okrywająca historyczny mebel, którą dodał sam Freud, skrywa raczej prosty kształt z drewnianą ramą, zarzuconą haftowanymi poduszkami. Tak wyglądało pierwsze niemedyczne łóżko w domowo-lekarskim gabinecie. Kanapa od zawsze była częścią domu Freuda i pojawiła się tu razem z nim, kiedy przybył on do Londynu z Wiednia w 1938 roku. Było to niezbędne do odtworzenia tej samej atmosfery wiedeńskiego fin-de-siécle, w której wcześniej żył i pracował słynny psychiatra.

W londyńskim gabinecie Freuda można także obejrzeć jego biurko, na którym umieścił swoje ulubione antyki. A tuż obok – niezwykłe, antropomorficzne krzesło, zaprojektowane specjalnie dla doktora tak, aby dostosowało się do jego preferowanej pozycji siedzącej, czyli z nogami na jednej z poręczy krzesła. Jest tu także Gradiva, czyli kopia płaskorzeźby z Muzeów Watykańskich, która zajmuje szczególne miejsce nie tylko w gabinecie Freuda, ale i w jego dorobku naukowym. Pojawia się ona w eseju, w którym doktor poddaje psychoanalizie powieść Wilhelma Jensena „Gradiva”, a zwłaszcza jej bohatera. O tym co z tego wynikło wiedzą znakomicie wszyscy fani twórczości i spuścizny naukowej Freuda.

image00126
image00119
image00087
image00086
image00128
image00121
image00127
image00089
image00123
image00124
image00125
image00088

A tym którym nie dość psychoanalitycznych kozetek, proponuję obejrzenie jeszcze jednej z nich. Znajduje się ona na piętrze, tym razem, w gabinecie córki doktora – Anny, która przejęła pałeczkę po swym ojcu i podjęła się prowadzenia pionierskiej pracy badawczej nad psychoanalizą dzieci. Kozetka doktor Anny, podobnie jak cały jej gabinet, mają znacznie bardziej surową i oszczędną formę.

image00106
image00107
image00105

Na półpiętrze znajdują się także dwa słynne obrazy. Pierwszy jest autorstwa pacjenta Zygmunta Freuda, Siergieja Pankejeffe, znanego jako Wilkołak i przedstawia jego sen o wilkach siedzących na drzewie. Drugi to portret słynnego doktora autorstwa nie mniej słynnego surrealisty Salvadora Dali.

image00095
image00100
image00094
image00109
image00093

Dom ze swoim ciekawym rozkładem zachował jakąś tajemnicę i nieuchwytny nastrój, które snują się za zwiedzającymi utrzymując ich w klimacie lat 30-tych. Ta atmosfera minionej epoki nie mija także po wyjściu na zewnątrz, kiedy przemierza się okoliczne senne i eleganckie uliczki.

image00064
image00067
image00054
image00070
image00074
image00068
image00071
image00072
image00060

Kojąco-terapeutyczna oferta Hampstead

A gdyby jednak, jakimś cudem, znalazł się na niebiańskim West Hampstead ktoś kto cierpi na nerwicę, a z oczywistych względów ze słynnej kozetki doktora skorzystać już nie może, to jest takie miejsce, które pozwala koić nerwy, w sposób twórczy, rekreacyjny i całkiem pożyteczny. Kilka przecznic od dawnego domu Freuda znajduje się lokal, który zwie się Art4Fun (tutaj) i oferuje wszystkim chętnym możliwość zdobienia ceramiki (do wyboru 500 wzorów). A po procesie szkliwienia i wypalania można swoje arcydzieło zabrać do domu.

art
image00052
image00049
image00051
image00048
image00050
image00047
image00045

Odkryłam jego istnienie zupełnie przypadkiem, w drodze do czeskiej restauracji Bohemia, której odwiedzenie miałam w planach w pakiecie z Muzeum Freuda. Przez dobrą chwilę zastanawiałam się co może łączyć ze sobą ostatni brytyjski adres austriackiego doktora i czeską knajpę, aż przypomniałam sobie, że jest pewien wspólny mianownik. Otóż ojciec psychoanalizy przyszedł na świat we Freibergu na Morawach. A zatem wzniesienie kufla morawskiego piwa było nie tylko w pełni usprawiedliwione, ale wręcz wskazane.

image00023
image00022
image00024
image00027
image00066
image00019
image00077

Czeski obiad w klimacie retro

Pokrzepiona tą myślą dotarłam do Bohemia House, mieszczącego się w jednym z klimatycznych domków charakterystycznych dla West Hampstead. Sam doktor nie miał szans bywać w tym miejscu, jako że otwarło ono swoje podwoje tuż po wojnie, w 1946 roku, czyli siedem lat po śmierci Freuda (tutaj).

bohemia
image00041

Wnętrze w stylu retro oferuje tradycyjne, by nie rzec oldskulowe klimaty i może być propozycją dla wszystkich szwejkujących szwendaczy, którzy cenią sobie czar takich miejsc, omijanych przez modę i współczesne trendy szerokim łukiem. Zamówiłam, dla formy, gulasz z knedlikami i kiedy zaciekawiona zajrzałam przez okienko do wydawania potraw, to moim oczom ukazał się pocieszny obrazek. Oto dwóch panów kelnerów właśnie stukało się kuflami wypełnionymi piwem po brzegi – taki mały oddech i regeneracja w ramach pracy. Niestety nie byłam przygotowana na taki obrót spraw (w gruncie rzeczy bardzo czeski) i nie zdążyłam uwiecznić tej scenki rodzajowej, dlatego musicie uwierzyć mi na słowo.   

rest 3
image00042
rest 1
image00033
image00036
image00032
image00037
image00038
image00035

Ten rozkoszny wizerunek restauracji, pozostający poza obowiązującą modą, jeszcze bardziej manifestuje się w sali, która, sądząc po „wytwornym” wystroju, jest przeznaczona na specjalne okazje. Tu stoły przykryte są białymi obrusami, ściany zdobią złote sztukaterie, a z obrazów spoglądają woje i wojaki niekoniecznie Szwejki – całość ma najwyraźniej sprawiać eleganckie wrażenie. I być może w Czechosłowacji lat 70-tych takie by sprawiała. Wnętrza i ich przeznaczenie kojarzą mi się z polonijnymi domami kultury, jak choćby Klub Orła Białego, takimi, gdzie czas się zatrzymał, co najczęściej nie jest do końca zamierzoną intencją jego zarządców.    

IMG_7494
image00029
IMG_7492

Ciche sąsiedztwo dobrze ułożonych sąsiadów

Uraczeni dawnymi smakami i wspomnień czarem podreptaliśmy głównymi arteriami West Hampstead mijając po drodze kameralny cmentarz, przedzielony szeroką spacerową aleją, i osłonięty dyskretnym ogrodzeniem, przed kroczącymi nią spacerowiczami. Wydał mi się on równie urokliwy jak mój ulubiony Abney Park Cemetery, o którym wkrótce Wam napiszę, czekam tylko na porę, w której bardziej się zazieleni.

image00017
image00013
image00018
image00015
image00014
image00012

Tymczasem ostatnim niespodziewanym akordem naszej wycieczki okazał się znak wskazujący drogę do Menelik Road. Oczywiście z miejsca zapragnęłam ją zobaczyć, bo któż nie byłby ciekawy ulicy o tak intrygującej nazwie. Kiedy już się tam znalazłam okazało się, że domki wyglądają całkiem zwyczajnie, czym byłam lekko zawiedziona. Jednak pod koniec jej biegu czekała na mnie niespodzianka – domostwo, które idealnie wpisywało się w nazwę ulicy i było dla niej stosownym wytłumaczeniem. To coś na kształt „Menelik House” – domu, który za sprawą swego menelskiego wyglądu i standardu mógł śmiało pełnić rolę wizytówki Menelik Road. Ubawieni tym ostatnim akcentem naszego spaceru, pozostawialiśmy West Hampstead przekonani, że pozostanie niezmienione do czasu, gdy tu znowu zajrzymy, no może z wyjątkiem ostatniego opisywanego przeze mnie domostwa, które w przeciwieństwie do atmosfery całej okolicy wyraźnie chyli się ku upadkowi.    

menelik
image00010
image00009
image00008
image00005
image00004

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Ut elit tellus, luctus nec ullamcorper mattis, pulvinar dapibus leo.

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Ut elit tellus, luctus nec ullamcorper mattis, pulvinar dapibus leo.

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

BLONDYNKA O SOBIE


„Kobieta renesansu”, która żadnej pracy się nie boi (ale niektórych profesji, z zasady, unika). Plastyczka, absolwentka archeologii śródziemnomorskiej (z miłości do egipskich starożytności), reporterka telewizyjna, stylistka wnętrz, rzeczniczka prasowa jednego z warszawskich muzeów, redaktorka merytoryczna (od zawsze i na zawsze), szefowa pewnej ważnej kampanii (ale nie wrześniowej), działaczka polonijna. Obecnie kuratorka i propagatorka sztuki.


Po pracy: projektantka kolczyków i zwariowanych nakryć głowy, dekoratorka tortów, a incydentalnie sopranistka pewnego londyńskiego chóru. Spontaniczna podróżniczka, tropicielka absurdów, dociekliwa zwiedzaczka i niestrudzona spacerowiczka, spostrzegawcza Cyklopka dokumentująca wszystko trzecim okiem (obiektywu).


Blondynka od zawsze, od niedawna blogerka (czyli bLONDYNka nad Tamizą) opisująca uroki Londynu. Mieszkanka stolicy Wielkiej Brytanii (od prawie dekady) zakochana w tym mieście po uszy i oczy, czyli


Ania Kolczyńska

  • O BLOGU
  • OSZCZĘDZA
  • PODRÓŻUJE
  • POLECA
  • ROZMAWIA
  • SMAKUJE
  • SPACERUJE
  • ZAGLĄDA
  • ZWIEDZA

WSPARCIE BLOGA

Jeśli ten post albo mój blog spodobał Ci się na tyle, żeby postawić mi symboliczną angielską herbatkę albo kieliszek prosecco, (które piję jak herbatkę), to wystarczy, że klikniesz przycisk poniżej.

Dziękuję i obiecuję, że wzniosę toast za Twoje zdrowie (także herbatką, jak będzie trzeba)!

FOLLOW ME

©2022 | Anna Kolczyńska