Choć o świętach w Londynie zaczynam pisać na kilka tygodni przed gwiazdką to i tak jestem daleko w tyle, w porównaniu z takim na przykład Selfridges albo z Harrodsem (dwoma stołecznymi najsłynniejszymi i najbardziej ekskluzywnymi domami handlowymi). W nich bowiem stoiska obsypane bombkami, świątecznymi pamiątkami i prezentami pojawiają się już w okolicach sierpnia!
A zaczynam rozpylać świąteczne klimaty już teraz, nie czekając do grudnia, bo Ci z Was, którzy, skuszeni moją opowieścią wigilijną, zdecydują się pojawić w Londynie w tym magicznym czasie, powinni rozejrzeć się za ostatnimi ofertami na świąteczne bilety „w prawie rozsądnej cenie”.
Moc, truchleje, za to Londyn błyszczy na całego?
O gwiazdkowych zwyczajach i tradycjach londyńczyków napiszę jeszcze w okolicach Bożego Narodzenia, kiedy klimat będzie bardziej sprzyjał tego typu opowieściom. Teraz natomiast trochę poczaruję Was świątecznymi dekoracjami najsłynniejszych sklepowych witryn oraz skwerów i ulic. Po pandemicznej posusze świetlne ozdoby powróciły w pełniejszym wydaniu, choć w wielu miejscach są tylko bladym odbiciem tych sprzed kilku lat, no cóż kryzys energetyczny ma swoje prawa. Właściwie te dekoracje to jeden z nielicznych elementów mający szansę scalić ze sobą multikulturową społeczność Londynu, którego mieszkańcy posługują się na co dzień 800 językami. W tym Nowym Babilonie Boże Narodzenie obchodzą tylko nieliczni, reszta obchodzi sklepy, place i ulice ciesząc oczy świetlistymi dekoracjami „w stylu X-mas”.
Świąteczne lizanie przez szybę
A skoro już o sklepach wspomniałam, to od razu dodam, że specjalne miejsce w moim rankingu świątecznych dekoracji miały od lat sklepowe witryny. Numerem jeden na tej liście były wystawy domu handlowego Selfridges. Przepych i fantazja z jaką aranżowano tu każdą z bajkowych witryn graniczyły z hedonizmem. Były one spektakularne, tworzone z niezwykłym pietyzmem i dopracowane w każdym magicznym szczególe. Za każdym razem stawałam przed nimi jak andersenowska dziewczynka z zapałkami, oglądająca przez szybę inny piękniejszy świat, do którego nie miałam wstępu. Jednak co najmniej od dwóch lat nie pozostał ślad po tym rozmachu i budżecie. Wystawy w Selfridges dotknięte ekonomicznym kryzysem nie prezentują już baśniowych postaci w wystrzałowych outfitach ociekających srebrem, złotem, brokatem i cekinami, które wyglądały jak córki królowej śniegu w drodze na bal debiutantek.
Zamiast świąteczno-królewskiego blichtru pojawiły się tematy podyktowane ekonomicznym kryzysem, a wraz z nimi aranżacje, które choć miejscami interesujące, to jednak nie urywają… sami wiecie czego. Ale na przykład urwały dziubek od ogromniastego imbryka, który wypełnia strugą złotych świecidełek (idealnych na gwiazdkowe prezenty) dziesiątki białych naczyń.
Z kolei w innej witrynie obok gigantycznego bezgłowego indyka siedzi jegomość, który najwyraźniej myślał o niedzieli, a w sobotę jemu także łeb ucięli, zresztą zobaczcie sami, że nie zmyślam z tym polskim wątkiem.
Wszystkiego świecącego!
Święta tradycyjnie błyszczą w kilku ikonicznych punktach miasta. Dziś czeka Was pierwszy spacer, w ramach którego przeciągnę Was po centrum i jego okolicach, gdzie świąteczne dekoracje czekają na każdym rogu, ale kilka z nich można przegapić, jeśli wcześniej się o nich nie wie.
Christmas light 2022 to przede wszystkim imponujące świetlne dekoracje nad Oxford Street i Regent Street – dwiema ikonicznymi ulicami Londynu krzyżującymi się w miejscu, które przez lata postrzegałam jako pępek, jeśli nie świata, to przynajmniej Europy. Jednak dekoracje obu ulic, choć spektakularne, to nie zmieniają się już od kliku zimowych sezonów, więc nie ma efektu zaskoczenia. Warto zatem udać się tam, gdzie przyszło nowe i czas bym zdradziła Wam swoje świąteczne tropy.
Szalone wizje bez używek!
W pierwszej kolejności opowiem o tych świetlnych dekoracjach, które w tym sezonie debiutują. I tu jak zwykle prym wiedzie Carnaby Street, niewielka uliczka położona w samym centrum Londynu, schowana trochę za swoje słynne koleżanki Oxford i Regent Street. Ten kultowy deptak upstrzony fancy butikami biegnie od słynnej galerii handlowej Liberty, aż w sam środek Soho. Ma swoją ciekawą historię (o którą kiedyś pewnie zahaczę), ale ma też piękną świąteczną wiszącą tradycję. Tu dekoracje świetlne są chyba najbardziej zwariowane i fantazyjne. A to dyndają z nieba różowe dmuchane renifery w przeskalowanej wersji, innym razem czeka na spacerowiczów podwodny świat zawieszony nad dachami domów. Często te barwne, zapierające dech w piersiach turystów aranżacje są nawiązaniem do aktualnego filmowego hitu (np. Bohemian Rhapsody w 2018).
Ale od jakiegoś czasu niosą a nawet dźwigają przesłania tak wielkie i szlachetne, że ledwie są w stanie je unieść. I albo, tak jak w roku 2019, przypominają gigantyczne oceanarium z ozdobami w formie lampek bożonarodzeniowych wykonanych z materiałów pochodzących z recyklingu – wszystko to w hołdzie oceanom.
Innym razem lampki świąteczne są odpalone z przesłaniem solidarności i nadziei jak w 2020, z kolei w zeszłym roku nad uliczką pojawił się kalejdoskop kolorowych wielkich motyli z rozgrzewającym mottem o duchowym odrodzeniu, transformacji, zmianie i nadziei.
I tym razem niebo nad Carnaby po raz kolejny wzięła we władanie fundacja charytatywna Choose Love, która zbiera fundusze dla uchodźców i przesiedleńców na całym świecie. Każdego roku prowadzą tu również charytatywny pop up store, sprzedając produkty z limitowanych edycji i pakiety upominkowe dla uchodźców. Bywa, że za ladą stoi celebryta, obsługując klientów Carnaby. A ponieważ tradycja świątecznych lampek na tym deptaku sięga wstecz do 1997 roku, kiedy kupujących po raz pierwszy oczarowały uliczne światełka, to tegoroczne motto lampek bożonarodzeniowych brzmi: „Carnaby świętuje”.
Nad ulicą i w jej okolicach umieszczono archiwalne instalacje w z 14-toma różnymi tematami, które przywołują kultowe momenty z przeszłości Carnaby Street. Są więc neonowe teksty z Bohemian Rhapsody, błyszczące języki Rolling Stones, gigantyczny bałwan, kolorowe palmy z Carnaby Carnival i podwodne sceny z ulubionego przez fanów Under The Sea. Wszystko to spinają srebrne błyszczące łuki Carnaby, ozdobione karnawałowymi dekoracjami i przyciągający wzrok globus z informacją, że „Carnaby wita świat”.
Mayfair, czyli światełka na bogato
Stąd już tylko rzut mikołajową czapą do kolejnego zagłębia świątecznych świateł, czyli New Bond Street, South Molton Street i kapiących przepychem okolic Mayfair. Prawdziwą perełką tej roziskrzonej strefy dla bogaczy jest prywatny klub dla tych, którzy o pieniądzach nie rozmawiają, za to mogą je w tym miejscu wydawać do woli.
Mowa o Annabel’s. Jego gwiazdkowy front co roku jest prawdziwą gratką dla fanów świątecznych dekoracji. W zeszłym roku przypominał gigantyczny domek z piernika a w tym przypomina wielkie rozczarowanie, bo póki co nie ma żadnych spektakularnych ozdób i najprawdopodobniej jedyne na co można będzie liczyć, to rozgwieżdżony parkiet (z którego słynie ów klub), dostępny tylko dla wybranych.
Nie ma jak londyńska starówka, której… nie ma!
Jednak świątecznej atmosfery najlepiej doszukiwać się na starym poczciwym Covent Garden. Słynne piazza, z braku laku robi trochę za londyńską Starówkę. Ci, którzy lubią bożonarodzeniowy klimat z nutą angielskiej tradycji z pewnością zadowolą się przechadzką po Apple Market (dawnym targu warzywnym) usytuowanym pod włoską kolumnadą sklepików z antykami oraz z bożonarodzeniowymi prezentami. W czasie świąt zwisają tu spod dachu dekoracje w formie wielkich gałązek jemioły. Czy całusy pod nimi mają szansę być równie wielkie – tego nie wiem, ale zawsze można się przekonać!
Fani choinek w wersji XXL co roku mogą tu liczyć na dorodne drzewko świąteczne, jedno z największych w mieście. Ustawione w wielkiej donicy ląduje pomiędzy Apple Market a XVII-wiecznym kościołem św. Pawła, który jest tłem dla występów ulicznych trup, grajków i wszelkiej maści performerów. W zeszłym roku trafiłam tu na podrygi Jej Królewskiej Mości odgrywanej przez pełną werwy starszą panią, którymi dzielę się z Wami, z nostalgii za Elizabeth Reginą.
Tradycja odpalania świetlnych dekoracji, jest rozciągnięta w czasie (od 2 listopada do początków grudnia) i ich daty dla każdego z ikonicznych miejsc Londynu są nieco inne tak, żeby entuzjaści uroczystego zapalania świateł nie byli rozdarci i mogli uczestniczyć w wielu z nich. Część londyńczyków, nie tylko tych najmłodszych wyczekuje tych momentów z utęsknieniem, radując oczy imponującą feerią świateł, fantazyjnych form i kolorów.
Bieda dekoracje, za to z pieśnią na ustach
Jednak, żeby oddać światu sprawiedliwość i pocieszyć nieco tych, którym nie po drodze do Londynu muszę przyznać, że christmas light, szczególnie te z dala od centrum bywają często banalne, biedne, przestarzałe, a nawet mocno… gówniane. Są świadectwem tego, że o niektórych miejscach święty Mikołaj jakby trochę zapomniał, posyłając tam swoich niewydarzonych pomocników np. w stylu tego rozśpiewanego bałwanka.
Ale opowiadania o takim Londynie, który nie do końca jest miastem z moich snów, będę na ogół starała się Wam i sobie oszczędzić.
1 thought on “Merry Christmas, czyli ślepnąc od świątecznych świateł”