Ze skarbnicy londyńskich pubów niezgłębionej (choćby nie wiem iloma litrami miejscowego piwa próbowałoby się ją zgłębiać) zaczerpnę tym razem historię pewnego pubu, który aż się o to prosi. I to od roku, kiedy to po raz pierwszy przestąpiłam jego progi, odwiedzając jednocześnie Blackfriars jeden z najciekawszych historycznie obszarów Londynu.
Zanim uraczę Was opowieścią o historii tego miejsca, która sięga czasów normańskich fortec, przyjrzyjmy się niecodziennej urodzie samego pubu, a właściwie budynku, w którym się on mieści. The Blackfriar wygląda jak cienki kawałek tortu wykrojony z przestrzeni miasta. Ten jego klinowaty kształt przyciąga uwagę wszystkich przechodniów.

A jest ich sporo, bo pub mieści się przy jednym z najbardziej uczęszczanych dworców – Blackfriars Station i nierzadko pełni rolę nieoficjalnej poczekalni tej stacji. Co bywa wygodne, zważywszy na to, że Thameslink, która działa na wiadukcie nad pubem, jest wyjątkowo podatna na opóźnienia.

Od Normanów do Dominikanów
Ten fragment miasta na południowych obrzeżach City of London, jest dobrze znany wielu pracownikom biznesowego sektora. Aż trudno uwierzyć, że najeżona biurowcami dzielnica Blackfriars była kiedyś centrum religii i rozrywki. A nasze architektoniczne pubowe ciacho jest jedną z nielicznych pozostałości po dawnych czasach.

Wokół tego miejsca do początku XIII-go wieku wznosiły się normańskie fortece Mountfiquet Castle i Baynard’s Castle. Zamki barona Mountfichet z Essex oraz szeryfa Essex Ralpha Baynarda zostały zburzone przez króla Jana w 1213 roku po tym, jak ich ówcześni mieszkańcy wzięli udział w buncie baronów przeciwko monarchii.

Wkrótce potem w Londynie pojawili się dominikanie, którzy przybyli do stolicy w 1221 roku i założyli swój pierwszy londyński klasztor na obrzeżach miasta, w pobliżu Lincoln’s Inn w Holborn. Jednak w 1276 roku uzyskali pozwolenie od króla Edwarda I na przeniesienie się na teren, który obecnie znamy jako Blackfriars. Swoją nazwę będącą w użyciu od 1317 roku, zawdzięcza on właśnie dominikanom, ze względu na czarne habity znanym jako „Black friars” „czarni zakonnicy”.

Warto dodać, że kiedy zakonnicy pojawili się po raz pierwszy w średniowiecznej Anglii, wzbudzali spore zainteresowanie, bowiem w odróżnieniu od mnichów (zamkniętych w klasztorach) podróżowali, rozprzestrzeniając wieści w zamian za datki na utrzymanie. I tak na początku XIII-go wieku w Londynie istniały dwie główne grupy zakonników – franciszkanie (Grey Friars), którzy zawsze ubierali się na szaro, oraz dominikanie – czarni zakonnicy. Później dołączyli do nich karmelici, czyli White Friars oraz augustianie, znani również jako Austin Friars.

Ale co nasz pub może mieć z nimi wspólnego? Otóż mieści się on dokładnie na terenie dominikańskiego klasztoru, który powstał zaraz po tym, gdy ówcześnie panujący król zatwierdził zrównanie z ziemią pozostałości Mountfiquet i zamku Baynard oraz zburzenie i odbudowę rzymskich murów miejskich, aby w 1282 roku włączyć do nich ów klasztor. Działka o powierzchni ok. 8 akrów obejmowała główny kościół, wieżę i pięć kaplic.

W 1322 roku klasztor Blackfriars był miejscem tragedii, kiedy to tłum zubożałych londyńczyków zatratował się żebrząc o parę pensów przy bramach.

Pechowa królewska gościna
Nie przeszkodziło to jednak Black Friars cieszyć się w Londynie popularnością, zwłaszcza wśród członków rodziny królewskiej. Dominikański klasztor był wykorzystywany podczas ważnych okazji, w tym spotkań parlamentu i Tajnej Rady, a także wizyt państwowych.
Niestety jedna z takich „imprez” wyszła bokiem nie tylko braciom dominikanom, ale całemu kościołowi katolickiemu na ziemiach Anglii. To właśnie Parlamentarna Sala klasztoru (Sąd Legatynów) była miejscem słynnej rozprawy rozwodowej między królem Henrykiem VIII a Katarzyną Aragońską w 1529 roku. I tak oto monarcha Tudorów doprowadził do unieważnienia ich małżeństwa, dzięki czemu mógł poślubić Annę Boleyn i ustanowić niezależną religię Anglii, zrywając więzi z kościołem katolickim w Watykanie.

Oczywiście, reforma religijna Henryka VIII doprowadziła do rozwiązania klasztorów, a ziemie katolickie w całym kraju zostały splądrowane w celu zapełnienia skarbca królewskiego. Klasztor Blackfriars Priory zamknięto w 1538 roku po 260 latach kultu, a ziemię i budynki sprzedano.
Teatralne wybryki z Szekspirem w tle
Ale zanim stanął w tym miejscu nasz pub trochę się jeszcze podziało. Część ziemi klasztornej kupił elżbietański polityk Sir William More, w 1559 roku, który wydzierżawił ją kompozytorowi Richardowi Farrantowi (ówczesnemu Mistrzowi Kaplicy Windsorskiej) by można tu było wystawiać sztuki. Podobno teatr był mały, miał około 46 stóp na 25 stóp i przez lata był poddzierżawiony kilku osobom.

Drugi Blackfriars Theater został założony w 1596 roku. Wtedy to James Burbage teatralny impresario kupił część dawnego Blackfriars Priory za 600 funtów i założył kryty teatr, w którym londyńczycy mogli podziwiać przedstawienia przez cały rok. Słynny Globe na świeżym powietrzu znajdował się po przeciwnej stronie Tamizy w Bankside, ale można było z niego korzystać tylko przy dobrej pogodzie, więc Blackfriars Playhouse był bardziej przyjazny dla teatromanów.

Jednak miejscowi mieszkańcy nie byli zadowoleni z „grzesznych” występów, a zespół aktorów Burbage’a został pozbawiony możliwości grania. Początkowo w teatrze występowali młodzi chórzyści, ale później zastąpili ich dorośli aktorzy, a wystawiano sztuki jakobińskich dramatopisarzy Bena Jonsona i Thomasa Middletona. W 1608 roku zespół Burbage’a, King’s Men, wprowadził się do teatru, a jednym z udziałowców był William Szekspir.
Blackfriars Theater przyciągnął publiczność z wyższych sfer w przeciwieństwie do gorszych scen w Shoreditch i Bankside i przyniósł dwukrotnie większe dochody niż Globe. Teatr zamknięto podczas wojny domowej w latach 1642–1651, a ostatecznie w 1655 roku został wyburzony. Jego historię upamiętniono nazwą miejsca, w którym się znajdował, „Playhouse Yard”.

Wiktoriańskie ciacho
Jednak zostawmy już burzliwe dzieje tego fragmentu Londynu i wróćmy do miejsca, gdzie odbyła się rozprawa rozwodowa Henryka VIII i jego pierwszej żony Katarzyny Aragońskiej, bo to właśnie tu znajduje się dziś pub Blackfriar. I to do słynnego klasztoru nawiązują motywy zakonników dekorujące ściany pubu, podkreślające religijną przeszłość, nie tylko tego miejsca, ale całego obszaru w okolicy stacji Blackfriars.
Sam wiktoriański budynek, którego wnętrza do dziś odzwierciedlają dominikańskie korzenie, został zbudowany w 1875 roku, a 30 lat później przebudowany przez architekta H. Fullera Clarka zyskał wykwintną fasadę i spektakularne wnętrze. Pub jest zabytkiem klasy II Arts and Crafts, co oznacza, że ma wiele historycznych zalet, mimo że tak naprawdę nie jest bardzo wiekowy, przynajmniej jak na londyńskie standardy.

To eklektyczne wiktoriańsko-secesyjne kuriozum o średniowiecznych korzeniach wygląda jak cudem ocalałe pośród współczesnej miejskiej zabudowy. I rzeczywiście niewiele brakowało, żeby zniknęło na dobre. W „oświeconych” latach 60., kiedy to ikoniczne budynki równano z ziemią na lewo i prawo, The Blackfriar był wśród tych, które miały zostać zburzone. Jednak poeta Sir John Betjeman wkroczył do akcji i poprowadził zwycięską kampanię mającą na celu uratowanie tego zabytku.

Kufel piwa z mnichami za plecami
Dzięki temu można teraz cieszyć oczy widokiem osobliwych dekoracji. A warto podkreślić, że tym zewnętrznym w niczym nie ustępują te znajdujące się w środku pubu.

Szczególną uwagę zwracają miedziane płaskorzeźby przedstawiające zakonników zajmujących się mnisimi czynnościami, umieszczone nad barem i na ścianach wokół niego.

Wewnętrzne łuki, rzeźby i witraże zostały połączone z przytulnymi zakamarkami oświetlonymi nastrojowym światłem stylizowanych kandelabrów i świec, aby stworzyć wnętrze, które jest jednocześnie imponujące i przytulne. Gdziekolwiek się nie spojrzy trafi się na rzeźby, mozaiki i drewniane płaskorzeźby przedstawiające czarnych mnichów uśmiechających się radosnymi, pucołowatymi twarzami.
Spostrzegawczy obserwator ma szansę dostrzec niszową ciekawostkę na jednym z witraży. Otóż przedstawiony na nim oświetlony czarny mnich ma uszy orków.

Takich sekretnych niespodzianek w tym gęstym od zdobień i dekoracji pubie jest z pewnością więcej, zwłaszcza wtedy, gdy wychyli się już kilka pintów miejscowego piwa.
Nic zatem dziwnego, że dla wielu entuzjastów architektury wnętrz The Blackfriar jest jeszcze ciekawszy w środku niż na zewnątrz.

Jeśli ten post albo mój blog spodobał Ci się na tyle, żeby postawić mi symboliczną angielską herbatkę albo kieliszek prosecco, (które piję jak herbatkę), to wystarczy, że klikniesz przycisk poniżej.
Jeśli ten post albo mój blog spodobał Ci się na tyle, żeby postawić mi symboliczną angielską herbatkę albo kieliszek prosecco, (które piję jak herbatkę), to wystarczy, że klikniesz przycisk poniżej.

W Londynie byłam raz, ale mam nadzieję, że już w niedługim czasie ponownie go odwiedzę. Dzięki Pani blogowi mogę zrobić sobie plan zwiedzania. Pomocne.