Najwyższy czas, by po długiej przerwie spowodowanej kłopotami technicznymi rozruszać mojego bloga, powracając z nową opowieścią. Choć słowo „rozruszać”, w kontekście historii o pewnym nieco zaskakującym pochówku na jednym z tutejszych cmentarzy może być nie najlepszym skojarzeniem. Za to pora na funeralne klimaty jest jak najbardziej odpowiednia – musicie to przyznać!
Pozostaniemy przez dłuższą chwilę w cmentarnej narracji, ale nie będzie to opowieść z Zakopanego ani z Mogilna, a z Londynu, chociaż w „gruncie” rzeczy dotyczyć będzie zakopanego – dawno temu…
Jeśli więc dotąd o nim nie słyszeliście to poczytajcie o „panu Brownie” czarnoskórym bohaterze Powstania Warszawskiego.
Zacznę właściwie od końca, tym bardziej, że tej przedziwnie poplątanej, pełnej niejasności historii i tak już mocniej zakręcić i skomplikować się nie da.
Na cmentarnym tropie
Był zatem upalny sierpniowy weekend tego roku, kiedy dowiedziałam się, że w Londynie znalazł swoje miejsce wiecznego spoczynku „Pan Brown”. Jasne, że o nim słyszałam i to od własnej babci, dlatego niemal natychmiast zdecydowałam się odwiedzić jego grób, tym bardziej, że wciąż pozostawałam w klimacie i nostalgii obchodów 80. rocznicy Powstania Warszawskiego.
Udaliśmy się z moim towarzyszem, który zawczasu zrobił odpowiednie rozeznanie, na poszukiwanie grobu Augusta Agboli O’Browna – nigeryjskiego jazzmana o powstańczym pseudonimie „Ali”. Wiedzieliśmy, że jego londyńskiej mogiły należy szukać na Hampstead Cemetery. Mieliśmy także współrzędne z Google map, ale kiedy już przekroczyliśmy bramy cmentarza, to miny nieco nam zrzedły. Okazało się, że jest on niemały, a do tego usiany mogiłami i pomnikami, z których wiele znajduje się w stanie malowniczego rozpadu. Trudno było powiedzieć, ile może nam zająć odszukanie tej właściwej i czy w ogóle się to uda.
I tu pierwsze zaskoczenie, bo choć na poszukiwaniach spędziliśmy jakieś 20 minut, to jednak nagrobek pana Browna znajdował się prawie dokładnie tam, gdzie wskazywał go „wujek Google”.
Sam pomnik był za to w dość „zapomnianym” stanie. I może właśnie dlatego opowiadam tę historię, bo oprócz niezwykle oryginalnej części związanej z bohaterską postawą nigeryjskiego powstańca (który tu w Londynie odszedł na wieczną wartę), mogę wskazać polskim londyńczykom ciekawy cel spacerów. Taka mała wycieczka na Hampstead może sprawić, że zapomniane miejsce pochówku „Alego” będzie… mniej zapomniane? Ja rozniosłam już tę historię po moich znajomych i jeden z nich bardzo się ucieszył, że będzie miał wreszcie kogo „odwiedzać” w Londynie w dzień zaduszny.
W czasie naszych pierwszych wizyt umyliśmy grób, oczyściliśmy teren z chwastów i zapaliliśmy prawosławny znicz. Taki akurat miałam w domu (prezent przywieziony z Grecji) i okazał się być bardzo na miejscu. Dlaczego? Otóż na płycie nagrobnej widniał znak krzyża – prawosławny, a jakże!
Wróćmy jednak do opowieści o Auguście Agboli O’Brownie, gdy ten był jeszcze całkiem żywy i żądny przygód. Pierwszą z nich przeżył zaciągając się jako młody chłopak na statek płynący z rodzinnej Nigerii, będącej pod protektoratem Zjednoczonego Królestwa. Jako marynarz przybył z Lagos do stolicy Anglii w latach 20-tych, jednak najwidoczniej szybko zapragnął jeszcze większej wolności, którą odnalazł w wolnym mieście Gdańsk. Ale i tu młody August nie zagrzał długo miejsca. Poniosło go do miasta Kraka (choć teorii na temat jego przedwojennego życia jest więcej niż tych dotyczących jego powstańczych losów).
Tymczasem krakowski wątek zdaje się potwierdzać choćby fotografia ślubnego orszaku zgromadzonego przed jednym z tamtejszych kościołów. W jej centrum znajduje się pan Brown w roli świeżo upieczonego pana młodego oraz jego polska małżonka Zofia Pykówna.
Poszukiwany tancerz-małżonek
I choć wydawałoby się, że taki z niego spokojny i dobrze ułożony gentelman (zwłaszcza teraz na Hampstead Cemetery) to okazuje się, że za młodu niezły był z niego baletmistrz. Jak bowiem inaczej interpretować treść anonsu, zamieszczonego w latach 30-tych w lokalnej prasie przez pewną Zofię z Krakowa, desperacko poszukującą pana Browna? Zrozpaczona zwracała się do szanownych czytelników: „proszę łaskawie o podanie adresu męża mego Augusta Browne (murzyna), tancerza, który od kilku miesięcy pozostawił mię bez żadnych środków do życia wraz z dwójką małych dzieci i żadnej wiadomości o sobie nie daje.”
Należy zaznaczyć, że o ile większość historyków nie ma wątpliwości co do tego, że pan Brown, uczestniczył w Powstaniu Warszawskim, to już jego życie prywatne, w tym liczba żon i dzieci zyskały kilka różnych wersji. Ta najbardziej oficjalna i pasująca do szlachetnego profilu powstańca mówi, że August ożenił się z Zofią Pyk, doczekał się z nią dwójki dzieci i razem wyemigrowali w latach 50-tych do Wielkiej Brytanii. Według innej wersji pan Agbola rodzinę założył w Warszawie, zamieszkał z nią przy ul. Złotej, w 1928 roku urodził się jego syn Ryszard, a w następnym roku – drugi, Aleksander. W kolejnych opisach możemy znaleźć informację, że po tym jak jego krakowska żona została oficjalnie uznana przez Sąd Wojewódzki za zmarłą w wyniku działań wojennych, pan Brown ponownie wybrał sobie polską żonę – Olgę Miechowicz, tym razem w Warszawie, z którą ostatecznie wyemigrował do Londynu. Jak było naprawdę wiedział chyba jedynie on sam.
Jak przystało na artystę, jazzmana grającego przed wojną na perkusji w najlepszych stołecznych lokalach miał fantazję i styl, który nie mógł pozostać niezauważonym. Miał więc szansę zauroczyć niejedną nadwiślańską pannę. Wiele z nich zapamiętało go jako mężczyznę przystojnego, postawnego i niezwykle eleganckiego. Zwykł chodzić w jasnych garniturach i kolorowych krawatach, z szykownym borsalino na głowie. Ci którzy mieli okazję poznać go nieco bliżej przyznawali, że był człowiekiem inteligentnym i bystrym, władającym pięcioma językami (angielskim, francuskim, niemieckim, włoskim i polskim).
O Alim co się kulom nie kłaniał
Podobno w czasie okupacji Agbola był kolporterem prasy podziemnej i udzielał pomocy ukrywającym się. Wśród badaczy są i takie opinie, że wykorzystując zawód handlarza, włączał się w kolportaż konspiracyjnych druków. Wreszcie pewne jest, że trafił do powstania jako strzelec. Należał do oddziału kaprala Aleksandra Marcińskiego, ps. „Łabędź”. Po tym nazwisku historycy zajmujący się powstaniem byli w stanie ustalić, że był to batalion Iwo, walczący w Śródmieściu Południowym (w rejonie ulic Wspólnej, Wilczej i Marszałkowskiej). Potwierdza to świadectwo Jana Radeckiego, ps. „Czarny”, który mówił o spotkaniu czarnoskórego powstańca w punkcie dowodzenia przy Marszałkowskiej 74.
Można więc śmiało stwierdzić, że August Agbola był jednym z „warszawiaków z wyboru” – nigeryjskim bohaterem, który tak dobrze odnalazł się w Warszawie, że był gotowy walczyć o jej wolność i niepodległość.
Po wojnie Agbola grywał jeszcze przez jakiś czas w warszawskich hotelach i lokalach, m.in. „Bristolu”, „Europie”, „Polonii”i „Stolicy”. Od 1949 r. był zatrudniony w Wydziale Kultury i Sztuki Zarządu Miejskiego w Warszawie. Nieco później, wraz z rodziną wyjechał do Anglii. Tam podobno ponownie się ożenił. Jego londyńska małżonka miała polskie pochodzenie i wspólnie doczekali się córki. Świadkowie tego okresu jego życia mówili, że w ich londyńskim domu jedynym językiem, w którym rozmawiano, był polski.
A co z tym wszystkim może mieć wspólnego moja św. pamięci babcia, za młodu nieziemsko piękna? Otóż w swoich opowieściach z czasów wojny spędzonej w Warszawie wspominała mi nieraz o niejakim panu Brownie, który w czasie okupacji pojawiał się z wizytą w jej mieszkaniu przy ul. Nowy Świat, przyprowadzany przez jej starszego brata. Obaj panowie znali się, bo razem grywali w stołecznych jazzbandach. Można więc zaryzykować tezę, że gdyby babcia moja była mniej odporna na czar i zaloty Augusta to niewykluczone, że do końca życia nie musiałabym się opalać…
Na koniec dla tych z Was, którym na londyński Hampstead Cemetry jakoś nie po drodze mam dobrą wiadomość: można uczcić pamięć jedynego czarnoskórego powstańca warszawskiego odwiedzając symboliczny monument na stołecznym Pasażu Wiecha… i zanuci przeróbkę tak modnego ostatnio refrenu:
„O Panie Brown, O
Panie Brown,
Kto nas obronić tak będzie umiał?”…