Kiedy się nad tym dobrze zastanowić to francuska nazwa miejsca, o którym chcę Wam opowiedzieć, (a która znaczy „Inny”) idealnie opisuje tę restaurację, ulokowaną w samym centrum Londynu (tutaj). L’Autre jest bardzo „inna” i to z wielu powodów. Inne jest w niej po prostu wszystko, tak inne, że wydawać by się mogło, że nic tu do niczego nie ma prawa pasować. A tymczasem, już kilka minut po przekroczeniu progu tego niewielkiego lokalu nabiera się pewności, że wszystko łączy się w nim w idealnie zgrabną całość.
Ale po kolei. Zanim zachwycimy się tą nieoczekiwaną spójnością skupmy się na wszystkich „innościach” L’Autre. Otóż, francuska nazwa sugeruje francuskie bistro. Podobnie jak przytulny retro-buduarowy wystrój, z kinkietami w czerwonych abażurach, ścianami w kolorze butelkowej (a jakże!) zieleni, drewnianymi thonetowskimi krzesłami i stolikami nakrytymi białymi obrusami. Tymczasem w L’Autre bije „inne”, bo polskie serce.
Pikanterii (nomen omen) całej sprawie dodaje wątek meksykański w postaci niektórych pozycji z tutejszego menu. Przyznacie, że w niewielu lokalach, które do tej pory mieliście okazję odwiedzić, na „krótkiej” karcie, która niemal zawsze jest sugestią dobrego lokalu, (dobrego, bo ze świeżym jedzeniem) figurują obok siebie „zgodnie” polski barszcz z kołdunami i meksykańskie nachos z salsą i jalapeños. Prawda, że niezły Meksyk albo nawet niezły bigos? A propos bigosu to owszem jest i on, oczywiście w typowo polskim wydaniu, podobnie jak kiełbaska, musztarda i śledzie, które koegzystują z enchiladas, no może nie na jednym talerzu, ale zawsze.
No cóż, pora uchylić rąbka tej kulinarnej tajemniczej i mocno nieoczywistej fantazji. Cofnijmy się zatem do roku 1976 (choć restauracja pod tym adresem funkcjonuje nieprzerwanie od początku lat 40-tych). Otóż na początku lat 70-tych lokal pod numerem 5B Shepherd Street (w samym centrum Mayfair i na jednej z jego najbardziej malowniczych uliczek) przejmuje od angielskiego właściciela pewien przedsiębiorczy polski restaurator.
Wiemy już zatem skąd wziął się pomysł na polskie menu. Ale, umówmy się, ilu Polaków jadało wtedy w jednej z najbogatszych dzielnic Londynu, by ten kulinarny interes mógł się opłacać.
A zatem nowy polski właściciel, który zatrudniał meksykańskiego kucharza rozejrzał się po okolicy i przytomnie zauważył, że znajduje się w niej meksykańska ambasada, połączył te dwa fakty i zadbał o odpowiednie pozycje w swoim menu. Oto i pragmatyczne podłoże tej polsko-meksykańskiej kulinarnej mieszanki wybuchowej.
A przy okazji okazuje się, że jest i inne wytłumaczenie dla francuskiej nazwy lokalu. Otóż polski właściciel miał dwie restauracje i tę na Mayfair nazwał „The Other” – co w tym wypadku znaczyć miało raczej „Ta Druga”, a nie „Inna”. O tym, że przez lata polsko-meksykańskie bistro nie straciło nic ze swego temperamentu świadczy fakt, że by móc tu zasiąść do posiłku należy wcześniej zarezerwować stolik. Owszem lokal jest niewielki, za to jego renoma – odwrotnie proporcjonalna do jego rozmiarów.
Niezaprzeczalnym atutem tego miejsca są nie tylko jego wyjątkowa lokalizacja, uroczy wystrój, niespotykane menu, ale także ludzie, którzy dbają o jego poziom, przy okazji tworząc cudowny klimat. Od 2005 roku przewodzi nimi Piotr, który przejął to miejsce od pierwszego polskiego właściciela. Zanim zdecydował się na ten krok, dobrze je poznał i wiedział, jak kultywować jego tradycje.
To dzięki jego staraniom L’Autre znają nie tylko nasi rodacy (zwłaszcza Ci z zachodniej części Londynu), ale wyjątkowość tego lokalu cenią sobie także pozostali londyńczycy. Ci ostatni są wręcz uzależnieni od tutejszych prawdziwie polskich pierogów, ale nie pogardzą też swojskim specjałami w płynie, wśród których na prowadzenie wysuwają się krupnik (oczywiście ten z procentami) i żołądkowa gorzka.
Tych ostatnich pozycji Polakom zachwalać nie trzeba, jednak sam lokal – jak najbardziej, bo w Londynie godnie reprezentuje wszystko to, co w polskiej kuchni najlepsze! Dlatego będąc w centrum (L’Autre znajduje się rzut beretem od Piccadilly i stacji metra Green Park, trzeba tylko wiedzieć w którą sekretną uliczkę skręcić) koniecznie do niego zajrzyjcie. Naprawdę warto!
Jeśli ten post albo mój blog spodobał Ci się na tyle, żeby postawić mi symboliczną angielską herbatkę albo kieliszek prosecco, (które piję jak herbatkę), to wystarczy, że klikniesz przycisk poniżej.
Dziękuję i obiecuję, że wzniosę toast za Twoje zdrowie (także herbatką, jak będzie trzeba)!