Jest w Londynie, w samym jego centrum, lokal – imponująco przestrzenny, z wyjątkowym artystycznym klimatem o swojsko brzmiącej nazwie „Topolski Bar”. Na sam jej widok wielu naszych rodaków nabiera śmiałości i postanawia przekroczyć progi tego miejsca, bo „To polski bar przecież jest!”. Ta nazwa, która nam zdaje się być znajoma – dla większości tubylców jest z pewnością dość egzotyczna i niewiele mówiąca.
Ale i polscy londyńczycy mogą mieć niejaki problem z rozszyfrowaniem tego polskiego kontekstu. Inna rzecz, że wielu z tych, którzy tu trafiają nie zadaje sobie trudu, żeby zastanawiać się nad (to)polskim brzmieniem lokalu, ważne, że jest on modny i znajduje się na spacerowo wycieczkowej trasie, w jednej z najbardziej obleganych części Londynu, czyli w Southbank na południowym brzegu Tamizy.
Feliks Topolski podbija Londyn
Jedynie fani malarstwa, zwłaszcza tego z okresu przedwojennego, mogą kojarzyć nazwę dzisiejszego baru z nazwiskiem artysty, polskiego pochodzenia, który tu, na Wyspach, zrobił prawdziwą karierę. Był nim Feliks Topolski. Choć urodzony w Warszawie, niemal całe swoje życie spędził w Londynie, dokąd wyemigrował w połowie lat 30-tych ubiegłego wieku. Ale zanim zdecydował się na ten krok, zdążył jeszcze skończyć warszawską ASP oraz zilustrować „Polski Słownik Pijacki” Juliusza Tuwima. I choćby z tego powodu, warto mieć o owym twórcy dobre zdanie i odpowiednio go docenić.
A doceniony został Topolski jak mało, który imigracyjny artysta, w Zjednoczonym Królestwie, gdzie zawitał, by zilustrować dla „Wiadomości Literackich” obchody srebrnego jubileuszu króla Jerzego V. Tymczasem spodobał się tak bardzo wpływowym Anglikom, że zaraz po tym jak George Bernard Shaw poprosił go o wykonanie ilustracji do kilku swoich dzieł, z miejsca, zyskał uznanie wśród przedwojennych elit brytyjskich.
Szybko zadomowił się w Londynie, urządzając swoją pracownię w pobliżu Waterloo Station, do którego to wątku jeszcze wrócimy, bo w końcu od niego zaczęłam tę o Topolskim opowieść.
Szybkie brazki prosto z frontu
Kontynuując historię
jego artystycznej kariery warto zaznaczyć, że przedwojenne sukcesy polskiego malarza
i rysownika były dopiero preludium do tego, czego dokonał on w czasie II wojny
światowej. I co przyniosło mu prawdziwą sławę, a także tytuł Artysty Wojennego
(War Artist) nadany mu przez króla Jerzego VI.
Zasłużył sobie na niego jak mało kto, dokumentując i ilustrując działania wojenne na wielu frontach od Egiptu, Syrii, Palestyny przez Indie, Chiny i Birmę aż po Archangielsk i Kujbyszew – wszystko to w ramach pracy dla „llustrated London News”. Tej jego ilustracyjno-wojennej pasji nie zdołały stępić nawet poniesione na froncie rany.
Jako akredytowany artysta wojenny rządu brytyjskiego i rządu RP na uchodźctwie, towarzyszył II. Korpusowi Polskiemu, dokumentując wkroczenie aliantów do Rzymu. Obserwował również proces norymberski, portretując nazistów zasiadających na ławie oskarżonych. W uznaniu dla jego zasług i talentu artystę uczyniono członkiem Brytyjskiej Akademii Królewskiej.
Królewski kronikarz i książęcy przyjaciel
Jego wojenne ilustracyjne zapiski zwróciły również uwagę Filipa księcia Edynburga, z którym artysta wkrótce się zaprzyjaźnił, projektując na jego życzenie menu na książęcy wieczór kawalerski, a także dokumentując ślub Filipa i późniejszej królowej Elżbiety II dla magazynu „Vogue”. Wkrótce Topolski został poproszony o wykonanie monumentalnego malowidła ściennego, przedstawiającego koronację królowej Elżbiety. Ten składający się z czternastu części i mierzący ok. trzydziestu metrów długości fryz polskiego artysty jest najdłuższym dziełem w królewskiej kolekcji (i do dziś znajduje się w Lower Corridor w Pałacu Buckingham).
Brytyjska monarchia i anarchia
Jednak artysta był zafascynowany nie tylko splendorem brytyjskiej monarchii. Równie mocno interesowało go dokumentowanie tutejszej kontrkultury lat 60. i 70. Skrupulatnie ilustrował wydarzenia polityczne czy protesty społeczne, między innymi w ramach tworzonej przez siebie od 1953 roku „Topolski’s Chronicle” (Kroniki Topolskiego). Tą szczególną publikację przygotowywał dla ponad dwóch tysięcy prenumeratorów, drukując ją własnoręcznie, metodą litograficzną, na dużych arkuszach szarego papieru pakowego.
Lista artystycznych dokonań Topolskiego jest z pewnością dłuższa niż wspomniana kronika, wydawana nieprzerwanie do roku 1979, dlatego zainteresowanych tematem odsyłam do źródeł, czy choćby do zgrabnego opracowania z portalu Instytutu Adama Mickiewicza (tutaj). Tymczasem w mojej opowieści skupiłam się jedynie na kilku wątkach, by rozbudzić Waszą ciekawość i skłonić Was do zajrzenia do dwóch londyńskich miejsc, w których możecie do woli kontemplować twórczość tego artysty. Jednym z nich jest jego dawna pracownia, a drugim – galeria w POSKU. Okazuje się, że to lokalizacja również nieprzypadkowa, szczególnie w kontekście działań i zabiegów Topolskiego na rzecz tutejszej Polonii.
Wystawa w hołdzie
Dla wielu polonusów pewnym zaskoczeniem może okazać się fakt, że to właśnie Feliks Topolski, jeszcze przed wojną był gorącym orędownikiem powstania polskiego klubu w Londynie, jednoczącego, nie tak liczną jeszcze w tym czasie, polską diasporę. Nie dziwi więc fakt, że po prawie dziewięćdziesięciu latach od tamtych jego starań, w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym zorganizowana została wystawa upamiętniająca twórczość Topolskiego. A powstała, dzięki wyjątkowej inicjatywie – fuzji trzech najważniejszych polonijnych ośrodków kulturalnych: POSKU, Ogniska Polskiego (którego Topolski był współzałożycielem) oraz Polskiego Instytutu Kultury w Londynie.
Te trzy instytucje zjednoczyły swe siły, by promować polską kulturę w Wielkiej Brytanii, a efektem tych wspólnych działań jest wspomniana wystawa czasowa, otarta pod koniec lipca i czynna do 10 września, zatytułowana „Punks, Princes and Protests: the Chronicles of Feliks Topolski RA” (tutaj).
Jej kuratorzy – dr Julia Griffin i Lucien Topolski, wnuk artysty, opisują ekspozycję jako swoistą opowieść o długoletnim zamiłowaniu Feliksa Topolskiego do zanikającej sztuki bezstronnego reportażu. „Z jednej strony interesowało go portretowanie establishmentu, ceremonii, a z drugiej – najszerszy przekrój społeczeństwa, pokazywanie nierówności społecznych oraz całego spektrum politycznego, także tych, którzy nie byli zwolennikami monarchii” – tłumaczy Julia Griffin.
Wyjątkowy bar z dziełami sztuki
Wystawa w POSKu jest kontynuacją tej, która od początku maja, tuż przed koronacją Karola III, była prezentowana w dawnym atelier polskiego artysty, mieszczącym się przy południowym brzegu Tamizy. I tak oto w mojej, nieco przydługiej, opowieści (ale jak opowiedzieć krótko o Topolskim?) możemy wrócić do miejsca, od którego ją zaczęłam, czyli do bunkra sztuki przy 150-152 Concert Hall Approach.
To tu, w zabytkowym wnętrzu dawnej pracowni artysty, mieści się Topolski Bar, pełniący jednocześnie funkcję baru, kawiarni i galerii (tutaj). Lokal ukryty jest pod wiktoriańskimi arkadami mostu Hungerford tuż za Royal Festival Hall. Ta bezpośrednia bliskość słynnej sali koncertowej sprawia, że dawne atelier Feliksa Topolskiego jest idealnym miejscem spotkań przed i po koncertach w RFH. Ale i sam lokal ma w swojej wieczornej ofercie muzyczny program występów na żywo.
I jest jeszcze jeden bonus – na każdego kto zdecyduje się wejść do środka, czeka wyjątkowa niespodzianka – będzie mógł jeść, pić i tańczyć pod historycznym Memoir of the 20th Century, 600-metrowym muralem będącym skrupulatnym graficznym zapisem rzeczywistości niekonwencjonalnego Londynu. Imprezowanie w otoczeniu dzieł sztuki – ot – taki wyjątkowy prezent od polskiego artysty!
Jeśli ten post albo mój blog spodobał Ci się na tyle, żeby postawić mi symboliczną angielską herbatkę albo kieliszek prosecco, (które piję jak herbatkę), to wystarczy, że klikniesz przycisk poniżej.
Dziękuję i obiecuję, że wzniosę toast za Twoje zdrowie (także herbatką, jak będzie trzeba)!