W ramach szybkiego zaglądania, zajrzałam ostatnio na Oxford Street – ikoniczną ulicę Londynu, która jest jego butikowo-komercyjnym obliczem i zakupowym piekłem jednocześnie. W ostatnich latach to piekło, jakby nieco ostygło, a na pewno nie rozpala już zmysłów zakupoholiczek jak niegdyś. Śmiem twierdzić, że miejscami ten dawniej luksusowy, pasaż handlowy, stał się jakiś taki mniej efektowny i szykowny. Może jedynie na odcinku w okolicach nowej stacji metra Elizabeth, ulica Oxford wciąż stara się wypaść jak najlepiej w oczach zwiedzających.

I właśnie tam dokonałam zaskakującego odkrycia. Zaskoczyło mnie to, że pod numerem 58 rozgościł się nowy butik z elegancką odzieżą męską i damską. Ale uwaga, tym co wyróżniało to miejsce był fakt, że można tu było wybierać spośród szerokiej oferty najmodniejszych hidżabów, abaji i galabiji – słowem wszystkiego tego, co szanujący się muzułmanin, i nie mniej szanująca się muzułmanka nosić powinni. Powiecie pewnie: cóż w tym niezwykłego, przecież pełno jest w tym mieście sklepów z tego rodzaju ofertą, bo i krąg odbiorców rozrasta się w trybie ekspresowym. Jasne, jednak tym razem butik nie wyglądał jak te, które spotyka się w dzielnicach Londynu zasiedlonych przez muzułmańskie społeczności. Była to nowocześnie zaaranżowana przestrzeń, na wzór ekskluzywnych salonów. I właśnie to zderzenie nowoczesności, cyfrowej reklamy i europejskiego blichtru z, najoględniej rzecz ujmując, wysoce tradycyjną ofertą modową – wydało mi się czymś zupełnie nowym i dotąd niespotykanym, przynajmniej na Oxford Street. Zresztą same ubrania, pomimo swego tradycyjnego charakteru, miały pewien współczesny rys, tak jakby pochodziły z najnowszej oferty potentata sieciówkowego typu Inditex. To, że rynek modowy widzi potencjał w muzułmańskich strojach zauważyłam już wcześniej, mijając w Londynie elegantki odziane w abaje czy burki z gigantycznym logo Chanel albo Diora, które to napisy nie były wersetami z Koranu, raczej…

Szybko okazało się, że butik ów ma charakter czasowy i został zaaranżowany w pop up space, przestrzeni, którą można wynajmować, by zaprezentować swoją ofertę. W tym wypadku badanie rynku, sądząc po zainteresowaniu klientów i klientek tłumnie odwiedzających sklep z (modą na muzułmańską modłę, chciałoby się powiedzieć), być może zaowocuje decyzją o otwarciu podobnego butiku w okolicy na stałe. To z pewnością znak czasów, zwłaszcza w kraju, w którym, pomimo szumnie ogłaszanej brexitowej walki z imigrantami, premier, minister spraw wewnętrznych, burmistrz Londynu, a nawet lider szkockiej partii narodowej mają pakistańskie korzenie. A najpopularniejszą potrawą jest tika masala.

Jeśli ten post albo mój blog spodobał Ci się na tyle, żeby postawić mi symboliczną angielską herbatkę albo kieliszek prosecco, (które piję jak herbatkę), to wystarczy, że klikniesz przycisk poniżej.
Dziękuję i obiecuję, że wzniosę toast za Twoje zdrowie (także herbatką, jak będzie trzeba)!