„Zwiedzacze” mają w Londynie „pełne nogi roboty”. Miasto, a właściwie jak z uporem będę to podkreślać, 33 miasta-dzielnice, z których się ono składa, usiane są zabytkami i atrakcjami, w takiej liczbie, że każdemu turyście starczy ich na całe lata zwiedzania. I nawet zasiedziali mieszkańcy stolicy nie są w stanie „zaliczyć” wszystkich tych atrakcji. To jeden z mocnych atutów Londynu – zwiedzanie nigdy się tutaj nie kończy, ale trwa i trwa, zamieniając to miasto w jedno wielkie zaproszenie do odkrywania.
Let’s choćmy do „Vieneja”!
Jest jednak jeden pewniak, który zwiedzony po prostu być musi i to od niego zacznę swoje oprowadzanie. Miejsce to skupia w sobie wiele atrakcji i dlatego w opini modnych londyńczyków funkcjonuje jako „hot”. Jest jednocześnie ciekawym zabytkiem, muzeum o nieprzebranych zbiorach, „fancy” miejscem do spotkań rodzinnych, randkowych i koleżeńskich, z uroczym dziedzińcem, na którym w ciepłe dni można rozłożyć się na trawie wokół dużej fontanny. Albo zasiąść na lunchowe popołudnie w imponującym zabytkowym wnętrzu tutejszej restauracji. Można też zaszyć się w muzealnej księgarni pełnej super atrakcyjnych pozycji książkowych, szczególnie tych z dziedziny sztuki. Warto też zajrzeć do muzealnego sklepiku – jak to praktykowałam przez całe lata, zanim ta instytucja za sprawą świetnego managementu przeistoczyła się, z nieco nudnego muzeum rękodzieła, w jedno z najmodniejszych i najciekawszych muzeów w Europie.
Interesujący sklepik = ciekawe muzeum?
Muzealne sklepiki to dla mnie wizytówka miejsca, zapowiedź tego czego mogę się po nim spodziewać. Bywa więc, że zaczynam i kończę na sklepiku, do muzeum nawet nie zaglądając. Ale ten w V&A jest szczególny. Przede wszystkim pełen „babskich must have”, bo w zależności od tego jaki jest temat czasowej wystawy, oferta sklepiku jest odbiciem tej ekspozycji. Można w nim dostać biżuteryjne i odzieżowe dodatki inspirowane printami tkanin prezentowanych na aktualnej wystawie, albo rękodzieło nawiązujące stylem do jej tematu. Jest w czym wybierać i da się znaleźć coś na każdą kieszeń, bo oprócz imponujących i imponująco drogich przykładów artystycznej biżuterii są też przedmioty w wersji „low budget”: pierścionki, bransoletki, broszki, apaszki, saszetki czy werszcie płócienne torby z logo muzeum. Przyznam, że przed laty ta oferta jawiła mi się znacznie bardziej atrakcyjną, ale być może to nie jej jakość się zmieniła, a moje wymagania… kto wie?
Wystawy modne, bo o modzie
Jednak siłą i niewątpliwym największym magnesem tego muzeum są ekspozycje modowe, często poświęcone ubiorom z danej epoki, albo obowiązującym w niej trendom, czy też tworzącym je projektantom. Każda ze świetnie zaaranżowanych wystaw jest hitem – wystawienniczym majstersztykiem, tak znakomicie są pomyślane, zaaranżowane i pełne fantastycznych eksponatów. A to dzięki przeogromnym zbiorom tego muzeum. W przepastnych magazynach gromadzi ono m.in.: egzemplarze najważniejszych archiwalnych outfitów z kolekcji najsłynniejszych domów mody. W ramach tych niezwykłych modowych prezentacji do 6 listopada zmysły fashionistów, i nie tylko, rozpalała wyjątkowa wystawa „Fashioning Masculinities The Art of Menswear”, prezentująca modę męską od podszewki! Po niej, organizatorzy zadbali o to, by wyciszyć nieco emocje u zwiedzających proponując dwie, nie twierdzę, że nudne, ale z całą pewnością nie tak spektakularne ekspozycje czasowe: jedną o koreańskiej popkulturze, a drugą modzie afrykańskiej, szczegóły tutaj.
Historia pewnej restauracji z przyległościami
A zatem każdy “zorientowany” bywalec Londynu wie, że do „Vieneja” się chodzi, tu wypada się pokazać, inicjować towarzyskie spotkania, nawet jeśli nie przepada się za błądzeniem po muzealnych salach i wystawach. Bo można to miejsce potraktować jako atrakcyjny punkt wypadowy, także ze względu na okolicę czyli słynne „South Ken”, (South Kensinghton) modną i elegancką dzielnicę zachodniego Londynu. V&A mieści się przy Exibition Road, na przeciw słynnego Science Museum. A sama ulica i jej najbliższe otoczenie są ważnymi punktami na polonijnej mapie Londynu, o których na pewno prędzej, niż później Wam opowiem.
Ale wracając do muzeum można swoją w nim wizytę ograniczyć na przykład do odwiedzenia jego wyjątkowej restauracji, która sama w sobie jest historycznym artefaktem, godnym osobnego podziwu. A to za sprawą oryginalnego wystroju wnętrza z błyszczącą przestrzenią z kolorowej ceramiki, szkła i emalii, pochodzącą z epoki wiktoriańskiej. Dodajmy, że była ona pierwszą na świecie muzealną restauracją i w zamyśle jej twórcy Henry’ego Cole’a miała być „sposobem na zachęcenie ludzi do przyjścia i cieszenia się kulturą”. Cole dowiedział się o potrzebach zwiedzających (herbata i bułka lub ciepły posiłek) zarządzając Wielką Wystawą w 1851 r. (co ciekawe, większość innych muzeów nie inwestowała w gastronomię, aż do XX-go wieku).
Nocne zwiedzanie dla wybranych
O tym jak bardzo trendy jest to miejsce mogą świadczyć nieziemskie kolejki ludzi próbujących się tu dostać podczas organizowanych przed paroma laty „late eventów”. Odbywające się po zamknięciu muzeum dla zwiedzających, wieczorno-nocne imprezy były prawdziwym hitem na eventowej mapie Londynu. Sam pomysł w tym miejscu nie dziwi, zważywszy na fakt, że było to pierwsze muzeum czynne do późnych godzin nocnych, co było możliwe dzięki zastosowaniu oświetlenia gazowego. Miało to dać odpowiedź na to jakie godziny zwiedzania będą najwygodniejsze dla klasy robotniczej.
Jeśli chodzi o współcześnie organizowane „late eventy” to gdyby nie moje, przez lata wyćwiczone, umiejętności „przenikania przez ściany”, by tylko dostać się w takie miejsca, nie dane by mi było doświadczyć atrakcji jakie przygotowali organizatorzy nocnego zwiedzania. Większość z tłumu kolejkowiczów była po prostu bez szans. Muzeum zamieniało się wtedy w klub nocny z drink barami, performansami i muzycznymi występami czekającymi na zwiedzających w różnych częściach i zakamarkach przepastnych dziedzińców i korytarzy. Takie kontemplowanie sztuki z kieliszkiem w ręku, w takt wibrującej muzyki, to nie lada gratka nie tylko dla hipsterów! Może w ten sposób realizuje się postulat programowy imienniczki muzeum – królowej Victorii, która otwierając je powiedziała: „Ufam, że na wieki pozostanie [ono] pomnikiem rozeznającej wolności oraz źródłem wyrafinowania i postępu” („I trust that it will remain for ages a Monument of discerning Liberality and a Source of Refinement and Progress”).
Nieważne jednak czy z kieliszkiem w ręku, czy tylko z telefonem, musicie tu kiedyś zawitać i to koniecznie!