BlondynkaNadTamiza
Menu
  • HOME
  • O BLOGU
  • SPACERUJE
  • ZWIEDZA
  • POLECA
  • PODRÓŻUJE
  • SMAKUJE
  • OSZCZĘDZA
  • ZAGLĄDA
  • ROZMAWIA
Menu

Amazonico – wysmakowana dżungla pełna niespodzianek

Posted on 2022-11-042022-11-23 by Anna Kolczyńska

Opowiadanie o smakach Londynu dobrze jest zacząć od sokratejskiego stwierdzenia: „wiem że nic nie wiem”, bo tylko z taką pokorą w podejściu do tematu jakim jest kulinarny Londyn, można próbować o nim rozprawiać. Rozmiary miasta – czy raczej 33-ech miast, z których się ono składa, mozaika kulturowa jaką tworzą jego mieszkańcy i pozycja jaką wciąż ta metropolia chce zajmować w przestrzeni świata, tworzą istną mieszankę wybuchową: smaków, zapachów i ciągle zmieniających się trendów.

Wszyscy, którzy odrobinę mnie znają, wiedzą, że na drugie mam „knajpeczka”, zatem gdyby bywanie w knajpeczkach można było uznać za zawód, to aplikowałabym natychmiast o tę robotę. A jednak choć angażuję wszystkie swoje siły i środki, żeby z knajpeczek nie wychodzić, mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić jedno. Eksplorując restauracje, puby, bary, jadłodajnie i targi dobrego jedzenia w Londynie, zdołałam poznać zaledwie nikły procent tego, co oferuje miasto w tym temacie.

IMG-0890

Wybór kulinarnych rozkoszy będzie więc autorski i być może nieco przypadkowy, bo do wielu miejsc wciąż jeszcze nie dotarłam.

Amazonico, ale nie Amazon

Swoją opowieść zacznę od miejsca, które do najtańszych nie należy. Z założenia rzadko będę opisywać drogie lokale, bo przekonywanie Was, że warto tam zajrzeć, wydaje mi się odrobinę nieetyczne. Jeśli więc zdecyduję się na podobną wizytę i opis, to jedynie dlatego, że ocenię je jako na tyle ciekawe i niezwykłe, iż wszystkie jego walory są w stanie skutecznie przykryć „paragon grozy”.

Na początek zapraszam Was więc do Amazonico! Nie, to miejsce wyjątkowo nie ma nic wspólnego z Amazonem. Takie było moje pierwsze skojarzenie, ale pozostaje mieć nadzieję, że nazwa, to jedyne podobieństwo i np. sposób traktowania pracowników dalece odbiega od przykładów panujących w korpo Jeffa B. Ale do rzeczy, bo nagromadzenie rzeczy jest tu tak ogromne, że warto poświęcić im nieco uwagi.

002_amazonico_637_850

Welcome to the jungle!

Miejsce pomyślane i promowane jako lokal serwujący kuchnię latyno-amerykańską na pierwszy rzut oka przypomina amazońską dżunglę gęstą od buchającej zewsząd zieleni. Ten pełen przepychu przemawiający do wyobraźni wystrój od wejścia „wbija w szpilki” – mnie w moje wbił na pewno!

Jednak gigantyczny las deszczowy zwisający z sufitu to nie jedyna atrakcja, jaką proponuje projektant tego wnetrza Lazaro Rosa-Violan. Imponująca, bo rozległa przestrzeń lokalu składa sie z wielu sal, z których większość usytuowana jest amfiladowo, co tworzy wrażenie, że kroczy się tu jak po zawiłej ścieżce amazońskiej dżungli. Po bokach mając najpierw bar recepcyjny, potem długie lady barów z otwartą kuchnią zaanżowanych w każdym szczególe, począwszy od detali architektonicznych, mebli, oświetlenia… aż po sposób prezentacji i serwowania dań i to zanim jeszcze dotrze się do swojego stolika. I tu istotna uwaga, stolik należy rezerwować odpowiednio wcześniej (tutaj), nie sądzę, że można tu zajrzeć z „walk in”. Ale spokojnie w ciągu tygodnia da się to zrobić z parogodzinnym wyprzedzeniem. Co ważne, bo są w tym mieście restauracje, w których jeśli chce się zjeść, to należy to przewidzieć na rok z góry. Ale do brzegu (Amazonki – rzecz jasna😉)

003_amazonico_637_850

Posh enough i owszem!

Wizyta w tym miejscu to przede wszystkim prawdziwa uczta dla ducha, jeśli nie Twojego to na pewno dla ducha amazońskiej dżungli, który będzie się radował, choćby na myśl o nieziemskim rachunku za ową ucztę. Sądząc po lokalizacji (Berkeley Square, sam środek Mayfair), standardzie obsługi i wreszcie po imponująco-oszołomiającym wystroju przestronnych wnętrz „paragony grozy” były tu normą na długo przed tym zanim zaczęły święcić triumfy np. w naszej ojczyźnie.

Właściciele Amazonico – wbrew pozorom nie brazylijskie, a hiszpańskie małżeństwo – pierwszy lokal o tej nazwie otworzyli w Madrycie w 2010 roku, potem poszli za ciosem i zaaranżowali ten w Londynie – tradycyjnie na Dubaju kończąc – przynajmniej na razie.

004_amazonico_637_850

Zaczynamy od mocnego akordu – M jak mohito!

Wrócimy jednak do stolika i zatrzymajmy się przy nim, zanim usłużni kelnerzy przyjmą pierwsze zamówienia. Tak jak każda sala i bar mają swój osobny wystrój, tak i oprawa stołów jest zaaranżowana w każdym calu – niczego nie pozostawiając przypadkowi. „Dzikie” są talarze z emaliowanymi podobiznami zwierząt, zielono-amazońskie są kolory szklanek. A jeśli chcielibyście podtrzymać ten zwierzeco-sensualny klimat, to zacznijcie od aperitifu w formie mohito, które podadzą Wam w specjalnych szklanych naczyniach na metalowych ptasich łapach. Sposób jego serwowania jest sam w sobie minispektaklem, wartym swoich dwudziestu paru funtów. Jednak z góry uprzedzam, smak, a szczególnie jego alkoholowa zawartość, aż tak imponujące już nie są…

005_amazonico_637_850-1

Przede wszystkim pysznie podane

…i jeśli chcecie znać moje zdanie, to akurat w przypadku Amazonico smaki nie wspinają się na kulinarne Himalaje, ale w końcu pozostajemy w klimacie południowej Ameryki a nie południowej Azji. Wszystko co tu zjadłam, było – owszem bez zarzutu, jednak gdybyście chcieli doświadczyć bardziej kulinarnych, niż wizualnych rozkoszy, to są inne miejsca w Londynie, do których prędzej czy później możecie ze mną trafić. Oczywiście to tylko moja subiektywna opinia – będą i tacy, których tutajsza kuchnia w pełni zadowoli, bo potrawy serwowane na stół mają i ten walor, że są podawane w bardzo efektowny sposób – np. zwykła przystawka – sałatka Primavera, (za jedyne 15 funtów) zostaje już na oczach zamawiającego efektownie wymieszana tak, żeby w ostatniej chwili, tuż przed tym zanim trafi do ust, wszystkie jej składniki mogły być ze sobą odpowiednio połączone. I rzeczywiście smakuje wybornie. Z kolei entuzjaści ostyg, do których z całą pewnością nie należę (a tą moją niechęć zdołał jeszcze pogłębić widok kuriozalnych ostrygowych barów na warszawskim skądinąd Krakowskim Przedmieściu), otóż wielbiciele tych o jakże modnych i ekskluzywnych skorupiaków będą się mogli nimi delektować w kilku wersjach smakowych, dopełnionych mniej lub bardziej ostrymi dodatkami. Wyglądały tak imponująco, że nawet ja nie odmówiłam sobie wizualnej uczty. Zresztą z kompozycji karty (tutaj) jasno wynika, że zwolennicy owoców morza mają tu istne Eldorado. Mogą wybierać pomiędzy krabami, homarami, łososiami, krewetkami, langustami i rybami wszelkiej maści. Ale uwaga – zadbano także o mięsożerców i vegetarian – bo oczywiście w lokalu tej klasy żaden smakosz nie może poczuć się wykluczony.

006_amazonico_637_850

Muzyczna uczta w rytmie latino

Jednak smakować można tu nie tylko wnętrza, potrawy, ale i muzykę, której rytm bije niczym serce amazońskiej dżungli, bo soundtrack skomponowany został z równą starannością co menu i jest mieszanką jazzu, bossa novy, swingu, (z elementami spontanicznej ścieżki dżwiękowej tworzonej nieświadomie przez rozbawionych klientów).

A skoro o gościach mowa to… miejsce to słynie nie tylko z wystroju, ale także z oferowanych im atrakcji: oprócz restauracji i koktajl barów są tu osobny bar sushi oraz część klubowa z muzyką na żywo graną przez zespoły i DJ-ów, którzy co wieczór serwują „elektro-pikantne” Amazonico inspirowane latyno-amerykańskimi rytmami.

A zatem – moja rekomendacja – przyjść tu wypada koniecznie, by cieszyć podniebienie, uszy i oczy, a te ostatnie zamykać wyłącznie na widok zbliżającego się „paragonu grozy”!

007_amazonico_637_850

BLONDYNKA O SOBIE


„Kobieta renesansu”, która żadnej pracy się nie boi (ale niektórych profesji, z zasady, unika). Plastyczka, absolwentka archeologii śródziemnomorskiej (z miłości do egipskich starożytności), reporterka telewizyjna, stylistka wnętrz, rzeczniczka prasowa jednego z warszawskich muzeów, redaktorka merytoryczna (od zawsze i na zawsze), szefowa pewnej ważnej kampanii (ale nie wrześniowej), działaczka polonijna. Obecnie kuratorka i propagatorka sztuki.


Po pracy: projektantka kolczyków i zwariowanych nakryć głowy, dekoratorka tortów, a incydentalnie sopranistka pewnego londyńskiego chóru. Spontaniczna podróżniczka, tropicielka absurdów, dociekliwa zwiedzaczka i niestrudzona spacerowiczka, spostrzegawcza Cyklopka dokumentująca wszystko trzecim okiem (obiektywu).


Blondynka od zawsze, od niedawna blogerka (czyli bLONDYNka nad Tamizą) opisująca uroki Londynu. Mieszkanka stolicy Wielkiej Brytanii (od prawie dekady) zakochana w tym mieście po uszy i oczy, czyli


Ania Kolczyńska

  • O BLOGU
  • OSZCZĘDZA
  • PODRÓŻUJE
  • POLECA
  • ROZMAWIA
  • SMAKUJE
  • SPACERUJE
  • ZAGLĄDA
  • ZWIEDZA

WSPARCIE BLOGA

Jeśli ten post albo mój blog spodobał Ci się na tyle, żeby postawić mi symboliczną angielską herbatkę albo kieliszek prosecco, (które piję jak herbatkę), to wystarczy, że klikniesz przycisk poniżej.

Dziękuję i obiecuję, że wzniosę toast za Twoje zdrowie (także herbatką, jak będzie trzeba)!

FOLLOW ME

©2022 | Anna Kolczyńska